Głównym prognozowanym skutkiem umowy, ich zdaniem, będzie przesunięcie w handlu międzynarodowym, wypierające z unijnego i amerykańskiego rynku państwa trzecie. Dla Polski efekty będą jednak dość ograniczone - zwrócili uwagę.

Biorący udział w dyskusji specjaliści przypomnieli, że już dziś w handlu po obu stronach Atlantyku obowiązują niskie stawki celne. Jednocześnie wskazali, że UE najbardziej otwiera swój rynek rolny dla produktów z innych stref klimatycznych lub uzupełniających miejscową produkcję, USA zaś chronią swoje uprawy strategiczne, jak np. pszenicę, nakładając na nią zarówno wysokie cła, jak i obwarowując import różnymi barierami pozataryfowymi.

Dr hab. Karolina Pawlak z Katedry Ekonomii i Polityki Gospodarczej w Agrobiznesie Wydziału Ekonomiczno-Społecznego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu powiedziała, że kwestią, która wzbudza największe obawy w Polsce, jest sprawa potencjału rolnictwa w USA. Jak przypomniała, w Europie rolnictwo wykorzystuje dwukrotnie mniejszy areał niż w Ameryce, jednocześnie zatrudnia więcej ludzi, wymaga też większych nakładów produkcyjnych.

>>> Czytaj też: TTIP jednak wejdzie w życie? USA: Mimo Brexitu liczymy na zawarcie umowy do końca roku

Reklama

Z drugiej strony wskazała, że w Polsce wzrasta wydajność produkcji rolnej (pomimo spadku liczby przedsiębiorstw rolnych w latach 2007-2014, produkcja wzrosła o ok. 35 proc.) i w dodatku następuje ciągły wzrost wartości dodanej wytwarzanych dóbr, co czyni ją bardziej konkurencyjną.

Wartość dodana polskiej produkcji w żaden sposób nie ustępowała wynikom pozostałych państw Unii Europejskiej - podkreśliła.

Prof. Jan Michałek z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, na podstawie przeprowadzonych symulacji podał, że średnio polski eksport do USA mógłby wzrosnąć o 46,7 proc., podczas gdy import ze Stanów Zjednoczonych podniósłby się o 45,8 proc.

Według niego skala przyrostu polskiego eksportu i importu na podstawie tych szacunków wygląda "dosyć znacząco". "Ale nie nastąpi dramatyczne załamanie rynku polskiego. Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że ta równowaga zostanie utrzymana" - zaznaczył. "Nie ma mowy o żadnej katastrofie" - dodał. "W skali całej gospodarki skutki są bardzo ograniczone" - zaznaczył.

Dr Janusz Rowiński, emerytowany pracownik Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej wskazał natomiast, że wszystko, co produkuje się w UE, jest też wytwarzane w USA. Wyjątkiem - zauważył - są oliwa z oliwek oraz soja. "To, że Polska dla USA jest rynkiem marginalnym, jest oczywiste. Podobnie jest w drugą stronę" - powiedział.

Jak podkreślił, nie boi się tego, co będzie się działo z polskim rynkiem po zawarciu TTIP. Za istotne uznał to, co się będzie odbywało na rynku unijnym, gdyż istnieje obawa, że właśnie tam polskie produkty zostaną wyparte przez towary z USA.

Dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności Andrzej Gantner podczas sesji pytań i odpowiedzi zwrócił natomiast uwagę, że Amerykanów charakteryzuje duża elastyczność biznesowa i - jak to ujął - prędzej USA dostosują się do europejskiego rynku, niż wymuszą na Europie zmianę swoich zasad produkcji żywności.

W Brukseli od poniedziałku trwa 14. runda rozmów UE i USA ws. TTIP. Zakończy się w piątek. Strony spodziewają się, że wraz z jej końcem zostanie przedstawiony ujednolicony tekst negocjowanego porozumienia.

Celem umowy jest stworzenia strefy wolnego handlu, łączącej ze sobą dwie największe gospodarki świata.

>>> Czytaj też: TTIP kontra Nowy Jedwabny Szlak. Tak USA i Chiny rywalizują o Europę