Anna Zalewska w reformowanie edukacji weszła pewnym krokiem – gotowa na dyskusję z każdym, przeważnie uśmiechnięta, zdecydowana. Szybko rozmieniła swój kapitał na drobne.
Kiedy przyszło do zmierzenia się ze szczegółami oświatowej rewolucji, Anna Zalewska stała się bardziej nerwowa, nadstawiła ucha tylko dla przychylnych głosów, zraziła do siebie ekspertów, broniła niefortunnych rozwiązań, wykonując przy tym nerwowe i chaotyczne ruchy. Do tego popełniła poważne błędy. W jej rządowym otoczeniu pojawiają się głosy, że w chwili kiedy reforma oświaty zacznie wzbudzać poważne protesty, jej miejsce szybko zajmie kto inny. Nad resortem powoli zbierają się czarne chmury.
Nominacja Anny Zalewskiej na ministra edukacji wzbudziła zaskoczenie w środowisku oświatowym. Jej nazwisko ani razu nie pojawiło się na resortowej giełdzie. Na ministra był typowany Sławomir Kłosowski, były sekretarz stanu w poprzednim rządzie PiS, lub posłanka Elżbieta Witek. Zresztą Anna Zalewska sama była zaskoczona – szykowała się raczej na wyjazd do Brukseli, gdzie mogła zająć miejsce Adama Lipińskiego. W dniu, kiedy udzielała DGP pierwszego wywiadu, na jej biurku leżały dokumenty potwierdzające, że za europarlament jednak dziękuje. – Podpisać łatwo nie jest – przyznała z uśmiechem.
Zalewska mówiła nam wtedy, że ma misję naprawy polskiej szkoły i to ona pomaga jej podjąć decyzję. A potem przedstawiała plany: że będzie prowadzić wielkie konsultacje, że to środowisko oświatowe razem z nią wymyśli reformę, że od 27 lat nikt nie rozmawiał o systemie edukacji kompleksowo. Słowa klucze z tamtego wywiadu: „debata”, „szacunek”, „rozmowa”.
„Bizancjum” – mówiła o zabytkowym gmachu przy Szucha. Ze zdziwieniem oprowadzała po nim dziennikarzy przed konferencjami, pokazując prywatne pokoje ministra, łazienki, meble, sale konferencyjne. Odgrażała się, że sama będzie oszczędzać – kilka miesięcy później przedstawiła audyt wydatków poprzedniej ekipy. Symbolem niegospodarności stał się quad, który bezużytecznie przestał kilka lat w garażu ministerstwa.
Reklama
Pierwsze konsultacje Anna Zalewska przeprowadziła z Karoliną i Tomaszem Elbanowskimi, autorami akcji „Ratuj maluchy”. Później do resortu ustawiły się kolejki – związkowcy, dyrektorzy szkół niepublicznych, różnej maści fundacje i stowarzyszenia. Wszystkich minister zapewniała, że zmiany w oświacie będą efektem konsensusu. Postawa Zalewskiej wzbudzała wśród zaangażowanych w oświatę entuzjazm i nadzieję – słuchanie obywateli nie było mocną stroną poprzedniej ekipy. Do resortu zgłosiło się 1840 osób, które zachęcone postawą minister chciały pomóc w pracach nad projektem ulepszenia polskiej szkoły. Minister przyniosła nadzieję.
Treść całego artykułu można znaleźć w weekendowym wydaniu DGP albo tutaj.

>>> Czytaj też: Studia to już za mało. Zobacz, co dziś jest kluczem do wyższych zarobków