Na przełomie 2018 i 2019 r. dynamika polskiego wzrostu gospodarczego wyhamuje, a spowolnienie może potrwać co najmniej 6-8 kolejnych kwartałów – prognozują ekonomiści, uczestniczący w piątkowej debacie w Szczyrku. Wskazali na potrzebę działań, łagodzących głębokość spodziewanego spadku.

Prowadzący debatę b. wicepremier, prof. Jerzy Hausner z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie wskazał, iż należy docenić obecną wysoką koniunkturę i – jak mówił – „słoneczną pogodę” w polskiej gospodarce, ale także dostrzegać symptomy przyszłego spowolnienia.

„Możemy oczekiwać także wysokiego wzrostu PKB w bieżącym roku, ale jednocześnie pojawiają się symptomy zakłócenia stabilności makroekonomicznej, które mogą spowodować, że ta dynamika nie tylko zostanie obniżona – bo to jest nieuchronne w sensie koniunkturalnym - ale zostanie obniżona głębiej, niż można byłoby to uzyskać; trzeba temu zapobiec” – mówił prof. Hausner.

„Przez ostatnie lata dobrą stroną polskiej gospodarki było to, że został uruchomiony w niej popyt. Natomiast pojawiają się problemy po stronie danych podażowych; części z nich nie jesteśmy w stanie przezwyciężyć, jak np. braku wystarczająco dużej ilości zasobów pracy. Ale jeśli tak jest, to dzisiaj akcenty w polityce gospodarczej trzeba przesuwać od strony popytowej, nie zaniedbując tego, w kierunku strony podażowej” – dodał profesor.

Jego zdaniem realizacja adekwatnej do prognozowanych zagrożeń polityki gospodarczej pozwalałaby myśleć o optymistycznym scenariuszu, w którym spowolnienie wzrostu byłoby na stosunkowo niewielkim poziomie ok. 1 pkt. proc. Większy spadek mógłby oznaczać perturbacje w gospodarce.

Reklama

Piątkowa debata „Sytuacja i perspektywy polskiej gospodarki” towarzyszyła prezentacji kolejnego raportu, przygotowanego przez grupę ekonomistów w ramach projektu pod nazwą Instrument Szybkiego Reagowania. Zleceniodawcą zawartych w kwartalnych opracowaniach diagnozy i prognoz gospodarczych jest Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii.

Z najnowszego raportu, który był podstawą dyskusji w Szczyrku, wynika, iż – w opinii autorów opracowania - polska gospodarka osiągnęła w trzecim kwartale 2017 r. szczytowy punkt koniunktury. Jest tak rozpędzona, że utrzyma wysoką dynamikę wzrostu (rzędu 4 proc. PKB rocznie) także w 2018 r., jednak – prognozują ekonomiści - na przełomie 2018 i 2019 r. nastąpi wyhamowanie tej dynamiki, które może potrwać co najmniej 6-8 kwartałów.

„Problem polega na tym, jak głębokie będzie wyhamowanie. Opisujemy trzy możliwe scenariusze, w tym optymistyczny, że będzie ono rzędu 1 pkt proc. PKB, co zresztą pomogłoby polskiej gospodarce, bo nie byłoby niebezpieczeństwa przegrzania koniunktury. Jeżeli jednak wyhamowanie byłoby głębsze, pojawią się problemy po stronie równowagi fiskalnej, ale także problemy społeczne, gospodarcze i polityczne. Zasadniczym problemem polityki gospodarczej obecnie jest to, aby nie dopuścić do mocnego wyhamowania od roku 2019” – uważa Hausner.

Ekonomiści wskazują, że celem polityki gospodarczej powinna być stopniowa zmiana struktury wzrostu PKB, który obecnie jest utrzymywany głównie przez konsumpcję, przy minimalnym lub ujemnym wkładzie inwestycji i zmiennym udziale eksportu netto. Z raportu wynika, iż potrzebne jest ustabilizowanie kontrybucji eksportu netto.

„Fundamentalnie ważne jest przyspieszenie inwestycyjne. I to takie, które nie ma tylko atrybucji koniunkturalnej, ale także strukturalną – przede wszystkim produktywne i innowacyjne przedsięwzięcia w sektorze prywatnym” – oceniają autorzy raportu.

Prezydent organizacji Pracodawcy RP Andrzej Malinowski przyznał, że inwestycje są na rekordowo niskim poziomie 18,1 proc. PKB. „Przedsiębiorcy nie inwestują, dlatego, że nie widzą stabilności swojej działalności gospodarczej; niestety, pogarsza się poziom zaufania do państwa. Niepokoi nas przede wszystkim niestabilność przepisów i to, że rządzący są w stanie w ciągu jednej nocy w sposób diametralny zmienić warunki gry” – mówił Malinowski.

Wśród zagrożeń dla przedsiębiorców wymieniał m.in. podatki sektorowe (jak bankowy czy handlowy), rozmaite ograniczenia – np. handlu w niedzielę czy zbyt niskie tempo wydawania funduszy unijnych. „Brakuje nam stabilności i zaufania do państwa” – mówił szef Pracodawców RP. Wskazał też na rosnące koszty pracy i usług obcych, pojawiające się zatory płatnicze oraz 16-proc. wzrost liczby upadłości w ubiegłym roku.

„Przedsiębiorcy widzą pogarszanie się warunków makroekonomicznych” – powiedział Malinowski, zauważając, że nie tylko firmy prywatne ograniczyły inwestycje. Jak mówił, także duże spółki Skarbu Państw, np. energetyczne, nie wykorzystują swojego potencjału, stabilnie inwestującą grupą są natomiast z reguły firmy z kapitałem zagranicznym.

>>> Czytaj też: Pokoleniowy wyścig płac. Czy zarabiasz więcej niż twoi rodzice?

Zdaniem dyrektora Instytutu Ekonomicznego NBP, prof. Andrzeja Sławińskiego ze Szkoły Głównej Handlowej, spodziewane wyhamowanie tempa wzrostu polskiej gospodarki jest zgodne z prognozami dla światowej gospodarki.

„Wyhamowanie tempa wzrostu nastąpi też w skali światowej, gdzie obecnie – w krajach wysokorozwiniętych – tempo wzrostu jest wyższe niż tempo potencjalne; więc musi wrócić do tempa potencjalnego, które jest niskie, bo tempo wzrostu wydajności jest niskie. To wyhamowanie będzie łagodne i stosunkowo wolne, bo w gospodarkach wysokorozwiniętych nie ma symptomów przegrzania” – mówił prof. Sławiński.

Jego zdaniem potencjalnie gwałtowne zjawiska mogłyby dotyczyć ewentualnego załamania się tempa wzrostu na giełdach, które trwa już dość długo. „Ten moment może przyjść - czy w tym roku, czy w przyszłym, tego oczywiście nikt nie wie” – ocenił prof. Sławiński.

Według b. ministra finansów Mirosława Gronickiego obecnie nie ma zagrożenia załamania na giełdach. „Na razie giełdy idą do przodu, trochę podsycane przez dobre wyniki największych spółek światowych (…). Czy odwrócenie trendów na giełdach będzie gwałtowne, czy to będzie spokojny zjazd – tego nikt nie jest w stanie w tej chwili przewidzieć” – powiedział.

Stabilizacja spodziewana jest też na rynkach walutowych. „Jeżeli nie będzie większym zakłóceń, możemy założyć, że rok bieżący będzie raczej spokojny” – powiedział Gronicki, oceniając, że ewentualne perturbacje na rynku walut w razie gwałtownego załamania na giełdach, to obecnie bardziej spekulacje niż rzetelne prognozy.

Jednym z zagrożeń – jak wynika z raportu - może być szybki wzrost inflacji (do ok. 3,5 proc. w drugiej połowie roku) spowodowany czynnikami wewnętrznymi. „Rok 2018 powinien być rokiem przynajmniej dania sygnału ze strony Rady Polityki Pieniężnej, że polityka będzie lekko zaostrzana” – ocenił b. członek RPP, prof. Dariusz Filar z Uniwersytetu Gdańskiego.

Autorzy raportu wskazali na konieczność dobrej koordynacji polityki fiskalnej i monetarnej. „Należy przez to rozumieć w szczególności o stopniowe przeniesienie odpowiedzialności za stabilizowanie gospodarki na politykę pieniężną, której poziom restrykcyjności powinien wzrastać” – czytamy w opracowaniu.

Prof. Jan Czekaj z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie ocenił, że obecną, dobrą sytuację budżetową należy postrzegać zarówno w kontekście dochodów, jak i wydatków budżetu. Dobrą wiadomością jest np. zauważalny wzrost dochodów, m.in. z VAT, natomiast może niepokoić niewykonanie budżetu po stronie wydatków. Ekonomiści zwracali m.in. uwagę na powolne tempo wydatkowania środków unijnych oraz środków budżetowych, współfinansujących unijne projekty.

Prof. Czekaj przypomniał, że Polska wydała dotąd ok. 10 mld euro z obecnej unijnej perspektywy finansowej, a w ciągu najbliższych pięciu lat powinna wydać jeszcze 72 mld euro, czyli średnio ok. 14,5 mld euro rocznie, wobec rocznego rekordu w poprzedniej perspektywie, rzędu 12 mld euro. „Jest mało prawdopodobne, że wydatkujemy wszystkie te środki w ciągu najbliższych pięciu lat ze względu na te napięcia, które pojawiają się w gospodarce” – mówił prof. Czekaj.

Na słabe wykorzystanie środków unijnych zwrócił także uwagę dr Gronicki, oceniając, iż zbyt niskie w stosunku do potrzeb są również wydatki budżetowe, wspierające przedsięwzięcia realizowane z unijnych środków. „W ten sposób podcinamy sobie jedną gałąź, która mogłaby nam pomóc w przejściu przez ten możliwy okres spowolnienia gospodarczego. Lepsze wykorzystanie środków unijnych, zwiększenie wydatków na inwestycje współfinansowane przez środki unijne, mogłoby skompensować utratę innych możliwości i spowodować, że sprawdzi się optymistyczny scenariusz spowolnienia tylko o 1 pkt. proc.” – powiedział b. minister finansów.

Ekonomiści uważają, że należy dbać o zachowanie wkładu konsumpcji do wzrostu PKB, ale jest to pożądane wtedy, jeśli wynikałoby z podniesienia aktywności zawodowej oraz w przypadku, gdy wzrost wynagrodzeń nie przekraczałby tempa wzrostu wydajności pracy - obecnie, jak wynika z danych, jest inaczej.

Gronicki ocenił, że publiczna i indywidualna konsumpcja, stanowiąca ok. 75 proc. struktury PKB, musi rosnąć, gdy rośnie gospodarka, jednak nie należy dopuścić do jej nadmiernego wzrostu. „Polska ma najwyższy wskaźnik udziału konsumpcji wśród nowo przyjętych krajów UE, a jednocześnie najniższy, jeżeli chodzi o inwestycje - to podcina nam potencjalny wzrost PKB w przyszłości” – mówił b. minister.

Piątkowa debata ekonomistów zainaugurowała w Szczyrku 46. sympozjum „Współczesna gospodarka i administracja publiczna”, organizowane przez Wydział Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Wśród jego tematów są m.in. nierówności społeczne oraz miejska gospodarka okrężna.

>>> Czytaj też: Rynek pracy zapomniał już o kryzysie? Płace za chwilę mogą rosnąć w dwucyfrowym tempie