Trudny, z dużą liczbą zadań otwartych, pełen pułapek i nieoczywisty dla egzaminatorów – tak nowy test oceniają w rozmowie z DGP nauczyciele.
W kwietniu 2019 r. pierwsi uczniowie, którzy kończą zreformowaną szkołę podstawową, podejdą do nowego testu. Egzamin ósmoklasisty zastąpi gimnazjalny jako podstawę rekrutacji do szkół średnich. Dlatego, mimo że nie będzie można go oblać, jego wynik będzie dla ucznia bardzo ważny. Choć do egzaminu jeszcze rok, już dziś budzi on emocje. Nic dziwnego – nie tylko obejmie młodzież, której w wyniku reformy edukacji od VI klasy zmieniono program, ale także będzie odbywać się w roku, w którym jednocześnie ostatni uczniowie gimnazjów będą pisać test gimnazjalny. Następnie oba roczniki jednocześnie będą ubiegać się o miejsca w liceach i technikach.
Centralna Komisja Egzaminacyjna pokazała przykładowe egzaminy – można je zobaczyć na stronie www.cke.edu.pl. Czego się po nich spodziewać? W DGP ocenili go nauczyciele.

Polski, czyli Balladyna w kosmosie

– Wydaje mi się, że testowi ósmoklasisty bliżej do matury niż do egzaminu gimnazjalnego. A będą go pisać o rok młodsi uczniowie – mówi polonistka z podstawówki na warszawskim Mokotowie (nazwisko do wiadomości redakcji). – Może to efekt pierwszego roku? Moja córka pisała egzamin gimnazjalny w pierwszym roczniku i także sądziłam, że za wysoko postawiono w nim poprzeczkę – zauważa. I wylicza, że nowy test ósmoklasisty jest długi, ma więcej zadań otwartych niż gimnazjalny. Trzeba też wykazać się twardą wiedzą o lekturach.
Reklama
– Trudno będzie o obiektywną ocenę zdolności ucznia. Zadania są tak sformułowane, że pozostawiają wiele miejsca na subiektywną ocenę egzaminatorów – uważa Grażyna Rybicka, polonistka, wieloletnia egzaminatorka maturalna. Wysłała swoje uwagi do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Jej zastrzeżenia budzą zadania-hybrydy, które mogą skonfundować dzieci. – Chodzi o to, że nie jest jasne, czego się od nich oczekuje. A przy takim egzaminie zasady powinny być jasne – mówi.
Np. zdanie, w którym uczniowie mają napisać zaproszenie na spotkanie ze specjalistą od reklamy, a przy okazji użyć argumentów, którymi przekonają go do przyjścia. Zdaniem polonistki zaproszenie jest konkretnym gatunkiem pisma użytkowego. – Uczymy uczniów, że ma ono przejrzystą formę graficzną, posługuje się charakterystycznymi zwrotami, musi zawierać najważniejsze informacje o dacie, miejscu i temacie wydarzenia – tłumaczy. Tymczasem przygotowanie argumentów zazwyczaj nie łączy się z formą zaproszenia. – Przykładowa odpowiedź na to zadanie jest jakąś przedziwną hybrydą, czyli zaproszeniem, którego nawet by nikt uważnie nie przeczytał, bo zlewają się informacje ważne i mniej ważne – dodaje Rybicka.
Autorzy testu każą też uczniom napisać list otwarty skierowany do rówieśników, w którym przekonają ich, że warto pomagać ludziom. W argumentacji należy wykorzystać interpretację wiersza Tadeusza Różewicza „List do ludożerców” i odwołać się do wybranej lektury obowiązkowej.
Jak zauważa polonistka, z wiersza Różewicza nie wynika, że mamy pomagać ludziom, tylko że nie należy ich krzywdzić i nie należy być egoistą. – Jeśli uczeń ma się wypowiedzieć o tym, że warto pomagać ludziom, warto też dobrać bardziej trafne teksty – mówi Rybicka. Drugie zadanie nie jest lepsze. Polecenie brzmi: „Wyobraź sobie, że losy Aliny i Balladyny potoczyły się inaczej. Dokończ opowiadanie, w którym zmienisz historię ich życia. Napisz swoją pracę tak, żeby wykazać, że dobrze znasz »Balladynę« Juliusza Słowackiego”. – Jak ocenić obiektywnie kreatywność ucznia? – pyta nauczycielka. – Jeśli ma zdolności twórcze, mógłby podjąć ten temat, nie przeczytawszy lektur – i zdać wysoko. A chcemy przecież zbadać znajomość lektury – krytykuje. – Co sprawdzi to zadanie? Jak dalece wyobraźnia może ponieść ucznia? Alina w rakiecie kosmicznej będzie OK? Czy lepiej trzymać się realiów i klimatu utworu? – kończy polonistka.

Matematyka dla najzdolniejszych

– Tylko najlepsi będą mieli szansę na 100 proc. punktów – mówi matematyk Wiesław Włodarski, były dyrektor warszawskiego Liceum im. Ruy Barbosy. Jego zdaniem łatwo będzie wyłuskać najzdolniejszych.
Tym, co odróżnia test ósmoklasisty od gimnazjalnego, jest dwa razy większa liczba otwartych zadań (najwyżej punktowanych i często najtrudniejszych) – 6 na 22. Dla gimnazjalistów w 2017 r. były 3 na 23. Poza tym wiele zadań jest niejednoznacznych, zmuszających do myślenia w bardziej złożony, etapowy sposób. – Nawet przy tych, które pozornie wydają się proste, trzeba się zastanowić, żeby nie wpaść w pułapkę schematycznego myślenia – mówi Włodarski. Podaje przykład: uczeń ma wskazać, ile opakowań musi zamówić trener, żeby mieć 25 nowych piłek do tenisa. Do wyboru są opakowania po 3 i 4 sztuki, a trzeba podać wszystkie możliwe rozwiązania. Uczniowie zazwyczaj szukają jednego, np. najbardziej optymalnego, rozwiązania i mogą skończyć (błędnie) na jednej odpowiedzi.
W zadaniach zamkniętych jest takie, w którym najpierw jest podana definicja, z którą większość uczniów nie miała styczności: pojęcie punktu kratowego. Po wytłumaczeniu zasady obliczania pola przy wykorzystaniu punktów kratowych oczekuje się od ucznia, że rozwiąże kilka zadań. Zadanie skierowane jest raczej do osób zaciekawionych myśleniem matematycznym. – Test jest taki, że daje szansę każdemu, ale został tak ustawiony, że dzieli na najlepszych i średniaków – dodaje Włodarski.
Podobne spostrzeżenia ma matematyk Dariusz Kulma. Jego zdaniem napisanie testu będzie wyzwaniem dla średniaków. – Poziom jest podobny do gimnazjalnego, a będzie skierowany do dzieci o rok młodszych – tłumaczy. To o tyle paradoksalne, że akurat w podstawówce bardzo ograniczono zakres podstawy programowej. – Podoba mi się, że jest wiele zadań odwołujących się do praktycznego życia, jak kupno biletów – podkreśla. Dodaje, że jednej rzeczy szkoda: po raz kolejny nie ma zadań na dowodzenie. – Uczenie tego dzieci byłoby niezwykle korzystne – kwituje.
We wtorek w DGP o nowym egzaminie ósmoklasisty porozmawiamy z dr. Marcinem Smolikiem, dyrektorem Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.

Minister rozmawia ze związkami

Anna Zalewska, minister edukacji narodowej, na ostatnim spotkaniu z oświatowymi związkami zawodowymi i samorządowcami zapowiedziała realizację drugiej części zmian w zasadach finansowania oświaty.
Pierwsza została uregulowana w ustawie z 27 października 2017 r. o finansowaniu zadań oświatowych (Dz.U. poz. 2203 ze zm.). Opisano w niej m.in. kwestie związane z uszczelnieniem dotacji udzielanych przez gminy placówkom oświatowym prowadzonym przez inne podmioty. Wydłużony też został system awansu zawodowego nauczycieli z 10 do 15 lat.
Resztę zmian odłożono o rok. Teraz przyszedł czas na zdefiniowanie i wycenienie zadań realizowanych w oświacie. Z naszych informacji wynika, że promowane wyższą subwencją oświatową będą szkoły, które nie stosują systemu zmianowego i nie mają przepełnionych klas. Będzie okres przejściowy na dostosowanie się do nowych wymogów. W planach jest też likwidacja średniej płacy dla nauczycieli, dodatku wiejskiego i czternastki. W zamian podniesione będzie wynagrodzenie zasadnicze.
Nowe rozwiązania – zostaną wypracowane wspólnie ze związkami i samorządowcami – wejdą w życie 1 stycznia 2019 r. Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich zaproponował, aby w nowej ustawie znalazł się przepis, który przesądzałby, że na zmianach nie stracą samorządy i pracownicy oświaty. Sławomir Broniarz, prezes ZNP, zaapelował o wzrost nakładów na oświatę. Bez dodatkowych pieniędzy reformy są bezcelowe i wręcz szkodliwe.

>>> Czytaj też: 300 zł wyprawki. Kto i kiedy otrzyma dodatek?