Nadzieje, że uchodźcy mogą szybko załatać deficyt na rynku pracy naszego zachodniego sąsiada, okazały się złudne. Aby tak się stało, potrzeba będzie jeszcze wielu lat.
W Niemczech nie ma już śladu po imigracyjnym idealizmie z drugiej połowy 2015 r. Okazało się, że integracja przybyszów jest trudniejsza, niż się spodziewano, wcale nie wejdą tak szybko na rynek pracy ani nie rozwiążą problemów demograficznych kraju. Teraz dominującym podejściem jest realizm i pragmatyzm. Ale zarazem mało kto mówi, że przyjęcie w tamtym momencie prawie miliona azylantów było błędem.
Dowodem na to, że tak duży napływ imigrantów rodzi problemy, są choćby opublikowane w poniedziałek przez ministerstwo spraw wewnętrznych dane na temat przestępczości. Wynika z nich m.in., że spośród 2 mln osób zatrzymanych w 2016 r. w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa 616 tys. było obcego pochodzenia. Aż o 52,7 proc. w porównaniu z 2015 r. – do 174 tys. – wzrosła liczba podejrzanych z kategorii uchodźców, azylantów i nielegalnych imigrantów. – Nastąpił nieproporcjonalny wzrost przestępstw popełnionych przez szukających azylu imigrantów. Nie możemy tego nie zauważać – przyznał szef tego resortu Thomas de Maiziere. Ten temat z pewnością będzie się przewijał w kampanii przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu.
Niemcy podkreślają jednak, by na sprawę migracji patrzeć w szerszym kontekście – nie tylko poprzez pryzmat kryzysu sprzed dwóch lat. – Niemcy od dawna są krajem imigracyjnym, a okresy dużego napływu osób zdarzały się już wcześniej, np. w latach 1959–1964, 1968–1974 czy 1985–1995. Spośród 81 mln mieszkańców Niemiec 9 proc. to cudzoziemcy, ale aż 21 proc. ma mieszane pochodzenie – mówił podczas spotkania z zagranicznymi dziennikarzami Holger Kolb, dyrektor Eksperckiej Rady Niemieckich Fundacji ds. Integracji i Imigracji (SVR). Ale im niższa grupa wiekowa, tym ten odsetek wyższy. Wśród dzieci w wieku do 5 lat i między 5. a 10. rokiem życia całkowicie lub częściowo obce korzenie ma prawie 36 proc. Są jednak i takie szkoły, np. w zamieszkanej w dużej mierze przez imigrantów berlińskiej dzielnicy Moabit, gdzie niemiecki jest ojczystym językiem dla zaledwie jednej piątej uczniów.
To, że Niemcy potrzebują imigracji, by zatrzymać spadek populacji, nie budzi kontrowersji.
Reklama
Prognozy mówią, że do 2060 r. liczba ludności zmniejszy się do 68–73 mln. – Największym wyzwaniem Europy nie jest kurczenie się społeczeństw, lecz ich starzenie. W Niemczech ten problem zaczął się najwcześniej, już w latach 70. Aby utrzymać obecną populację, Niemcy potrzebują ok. 400 tys. imigrantów rocznie. Ale możliwości załatania dziury demograficznej imigracją z krajów UE są ograniczone, bo one mają te same problemy ze starzeniem się społeczeństw – mówi podczas innego spotkania Stephen Sievert, ekspert Berlińskiego Instytutu ds. Populacji i Rozwoju.
Gdy pod koniec lata 2015 r. Niemcy zdecydowały się na otwarcie granic dla uchodźców z Syrii i innych ogarniętych konfliktami krajów, liczono, że tego typu nowa imigracja może być rozwiązaniem problemów. Szczególnie że Syryjczycy mieli być dobrze wykształceni, raczej zsekularyzowani i chętnie się integrujący. – Niewielki odsetek imigrantów spoza UE przyjeżdża do Niemiec z powodu pracy, np. w 2014 r. była ona celem dla 37 tys. osób. Oczywiście, część tych, którzy przyjeżdżają na studia, później zostaje i pracuje, ale i tak ten odsetek jest niski. Nadzieje na boom gospodarczy dzięki tej nowej fali migrantów szybko się rozwiały z powodu ich niskich kwalifikacji. W ciągu pierwszego roku pobytu pracę znalazło tylko 10 proc. uchodźców. To powoduje, że następuje przebudzenie do realizmu w sprawie migrantów – kontynuuje Sievert.
O problemach z integracją migrantów na rynku pracy mówią też przedstawiciele Konfederacji Niemieckich Organizacji Pracodawców (BDA). – Imigracja dobrze wykształconej siły roboczej jest koniecznością. Musimy zwiększyć odsetek tych imigrantów, którzy przyjeżdżają do Niemiec w celu podjęcia pracy, ale w taki sposób, by przyjeżdżali ci, którzy są potrzebni. W kwestii uchodźców długoterminowy program zakłada, by po pięciu latach pobytu połowa z nich pracowała. Ale do tego potrzebne jest ich wyłączenie z niektórych regulacji, np. dotyczących płacy minimalnej. Jeśli tego nie będzie, istnieje ryzyko, że pozostaną oni poza rynkiem pracy na zawsze – przekonują Carmen Eugenia Bârsan i Nicolas Keller.
Mimo trudniejszej, niż się spodziewano, integracji nikt z rozmówców nie mówi, że decyzja o przyjęciu uchodźców była niewłaściwa, ale też większość podkreśla, że było to jednorazowe działanie w wyjątkowej sytuacji. – Przyjęliśmy ich, bo w Niemczech panowało poczucie, że coś musimy zrobić. Ale w ciągu ostatnich 2 lat sytuacja się znormalizowała i nikt nie jest już tak entuzjastycznie nastawiony do przyjmowania uchodźców. Raczej wszyscy są zadowoleni, że napływ ustał, bo gdyby on trwał w takiej skali, nie dalibyśmy rady – mówi Marcel Leubecher, redaktor działu politycznego dziennika „Die Welt”.