Władimir Putin uzyskał 73,9 proc. głosów w niedzielnych wyborach prezydenckich w Rosji - wynika z sondaży powyborczych (exit-polls), opublikowanych w niedzielę w Moskwie tuż po zamknięciu lokali wyborczych.

Prezydent Rosji Władimir Putin wygrał niedzielne wybory głowy państwa, uzyskując ponad 70 procent głosów - wynika z sondaży powyborczych (exit polls) ogłoszonych po zamknięciu lokali wyborczych, a także z danych CKW podanych po przeliczeniu 30 proc. głosów.

Według zbliżonego do Kremla Ogólnorosyjskiego Centrum Badania Opinii Publicznej (WCIOM) Putin uzyskał w niedzielnych wyborach 73,9 proc. głosów.

Inna zbliżona do władz Rosji pracownia socjologiczna, Fundacja Opinii Publicznej (FOM) podała, że rezultaty exit polls wskazują, iż Putin otrzymał około 77 proc. głosów.

Centralna Komisja Wyborcza (CKW) ogłosiła po przeliczeniu 30 procent głosów, że odsetek głosów oddanych na Putina wynosi 72,53 proc.

Reklama

Wszystkie te dane wskazują, że wynik uzyskany przez Putina jest wyższy niż w jakichkolwiek poprzednich wyborach prezydenckich, w których brał on udział. W 2000 roku, u początku swych rządów, Putin uzyskał w wyborach 52,9 proc., w 2004 - 71,3 procent, a w 2012 - gdy wrócił na Kreml po czteroletnim sprawowaniu urzędu premiera - 63,6 proc.

Sondaże exit polls i pierwsze dane CKW przyznają drugie miejsce w niedzielnych wyborach kandydatowi Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej (KPRF) Pawłowi Grudininowi. Według WCIOM otrzymał on 11,2 proc. głosów, według FOM - 11,9 proc., według CKW - 14,9 proc. głosów.

Za Grudininem plasuje się obecnie szef nacjonalistyczno-populistycznej Liberalno-Demokratycznej Partii (LDPR) Rosji Władimir Żyrinowski. Exit polls ośrodka WCIOM i częściowe wyniki CKW dają mu 6,7 proc. głosów, a dane ośrodka FOM - 6 procent.

Celebrytka i dziennikarka Ksenia Sobczak otrzymała 2,5 proc. głosów - podał WCIOM. Sondaż powyborczy FOM daje jej 2 proc. głosów. Dane ogłoszone przez CKW po przeliczeniu 30 proc. głosów mówią o niespełna 1,4 proc. głosów dla tej kandydatki.

Zawyżona frekwencja?

Rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny powiedział w niedzielę, że dane o frekwencji w wyborach prezydenckich przedstawione przez CKW różnią się od danych, jakie zebrali wysłani przez niego obserwatorzy; według nich frekwencja jest niższa niż w 2012 roku.

Nawalny, który nie został dopuszczony do wyborów przez Centralną Komisję Wyborczą i nawoływał do ich bojkotu, wystąpił w niedzielę na briefingu dla dziennikarzy. Opozycjonista powiedział, że jego sztab zapewnił obecność ponad 33 tysięcy obserwatorów w lokalach wyborczych. Zarejestrowali oni "bezprecedensowe" naruszenia; w całym kraju ludzie "zwożeni są do lokali wyborczych" - oświadczył.

Nawalny ocenił, że w porównaniu ze wszystkimi poprzednimi wyborami tym razem duża frekwencja przypadła na godziny poranne. Wyraził wątpliwość, czy oznacza to normalny przebieg wyborów, i ocenił, że "wszyscy po prostu są zapędzani" na głosowanie.

"Tam, gdzie wybory się zakończyły, według danych naszych obserwatorów frekwencja jest niższa niż było to w 2012 roku, nawet uwzględniając całą tę presję" - powiedział opozycjonista.

Podał jako przykład Kraj Nadmorski, gdzie w 2012 roku frekwencja wyniosła 64 procent. Obserwatorzy Nawalnego twierdzą, że w niedzielnych wyborach frekwencja w tym regionie wyniosła 54 procent.

>>> Polecamy: Rosja zapomina o rewolucji, czyli o politycznym manipulowaniu historią