Magazyn „Foreign Policy” napisał, że po nagłym wyjściu wojsk amerykańskich z Syrii zaczęła się wojna o przyszły kształt tego regionu. Obecność US Army, choć niewielka, stabilizowała sytuację. Dzięki niej, po wyzwoleniu terenów zajętych przez samozwańczy kalifat islamski, między frakcjami krwawej wojny domowej zapanowało trudne status quo. Wejście Turków radykalnie zmienia ten stan rzeczy.
fot. Alessandro Di Meo/EPA/PAP
Reklama
Demonstracja solidarności z Kurdami w Rzymie
Może się okazać, że jest ona na rękę wspieranemu przez Rosję prezydentowi Baszarowi al-Asadowi, który od początku konfliktu dąży do odzyskania kontroli nad całym państwem. Na drodze stoi mu kontrolowana przez opozycję enklawa w prowincji Idlib oraz północno-wschodnia część kraju, będąca jeszcze do niedawna w rękach syryjskich Kurdów właśnie. Jeśli ich siły zostaną związane walką z turecką armią, odzyskanie tych terenów przez odradzający się reżim w Damaszku będzie o wiele łatwiejsze.
fot. Delil Souleiman/AFP/East News
Kurdyjki uciekające przed tureckimi nalotami
Jest jeszcze inny problem: Państwo Islamskie. Kalifat zrodził się jako uboczny efekt walk między siłami al-Asada a syryjską opozycją. Obie strony były zbyt zajęte sobą, by przejmować się rosnącym zagrożeniem ze strony ISIS. Teraz sytuacja się powtarza – syryjscy Kurdowie, którzy byli kluczowi w walce z Państwem Islamskim, mają ważniejsze rzeczy na głowie niż pilnowanie, aby bojownicy znów nie wymknęli się spod kontroli. ©℗
fot. Delil Souleiman/AFP/East News
Kurdyjscy uchodźcy z północno-wschodniej Syrii