- Można było poczekać dzień lub dwa z głosowaniem nad budżetem, by przeprowadzić je zgodnie z dobrym obyczajem i wyeliminować ryzyko prawnego chaosu – mówi Mirosław Gronicki, ekonomista, były minister finansów.

Opozycja twierdzi, że głosowanie nad budżetem na 2017 r., jest nieważne. Co by się stało, gdyby się okazało, że ma rację i ustawa budżetowa zostałaby podważona? Czy da się zarządzać państwem bez budżetu?

Na poziomie bieżącego zarządzania nie powinno być żadnych problemów. To byłaby mniej więcej taka sama sytuacja, jaka byłaby, gdyby budżet uchwalono w trakcie roku, np. w lutym. Przecież przez pierwsze dwa miesiące państwo działa, jak zawsze, choć bez ustawy. Były już takie przypadki.

A na jakiej podstawie działa wówczas Ministerstwo Finansów?

Obowiązują go zapisy z projektu budżetu, limity, które tam wpisano. Przecież deficyt ustala rząd w projekcie, Sejm nie może już tego deficytu zmienić. Pod tym względem nasza praktyka budżetowa jest dobra. I jest bardziej efektem obyczaju, niż prawa. Oczywiście można dywagować, czy urzędnicy Ministerstwa Finansów będą się stosować do tej praktyki. Moim zdaniem prawdopodobieństwo ich buntu jest zerowe. Są granice protestu.

Reklama

Czy jest możliwa sytuacja, w której państwo działa bez ustawy budżetowej przez cały rok? Czy Ministerstwo Finansów może pracować tylko na podstawie projektu przez cały rok budżetowy?

Trudno powiedzieć. Wiemy, że da się tak robić przez kilka miesięcy, ale nikt jeszcze nie ćwiczył tego przez cały rok. Bez ustawy budżetowej ministerstwo może działać ad hoc, ale to byłby duży kłopot, gdyby takie doraźne działanie trwało zbyt długo. Jedyną pewną rzeczą, na jakiej mógłby opierać się resort byłby limit deficytu. To jednak dużo za mało. Jednak bardzo wyraźnie chcę podkreślić: na dziś mamy formalnie przyjęty budżet. Choć w przyszłości sposób, w jaki go uchwalono, może wywołać prawny chaos. Na razie jednak na tym zakończyłbym „gdybanie”.

Czy zamieszanie z budżetem miałoby jakieś reperkusje rynkowe? Agencje ratingowe badają coś, co nazywają stabilnością instytucjonalną. Czy ta stabilność poprzez unieważnienie głosowania nie zostałaby podważona?

Od strony bieżącego zarządzania państwem mamy stabilizatory, które powinny zadziałać. Co innego oceny instytucji z zewnątrz. Na pewno byłby to jeden z elementów, który mógłby skłaniać do stwierdzenia, że stabilność jest podważona. Ale nie byłaby ona podważona diametralnie. O destabilizacji instytucjonalnej można by mówić wtedy, dyby urzędnicy MF nie chcieli wykonywać budżetu. A to moim zdaniem jest niemożliwe.

A jak pan ocenia sam sposób procedowania budżetu, czyli uchwalanie poprawek blokami?

Raz czy dwa zdarzyło się w poprzednich kadencjach, że odrzucano poprawki opozycji blokiem. To nie jest standardowa sytuacja i zawsze budziła kontrowersje. Natomiast nigdy nie było tak, żeby blokiem przyjęto wszystkie poprawki rządzącej partii. Rozumiem, że w tym przypadku posłowie działali w niecodziennych okolicznościach. Sposób procedowania był kuriozalny. Obu stronom puściły nerwy i wyszło fatalnie. Ale to się zwykle tak dzieje, gdy górę biorą emocje i polityka. Budżetu przecież nie trzeba było głosować w takich warunkach.

Nie było pośpiechu?

Oczywiście, że nie. Jesteśmy daleko od złamania konstytucyjnych terminów. Można było przerwać posiedzenie, albo nawet je zakończyć i zwołać nowe w poniedziałek, gdy emocje już opadłyby. Podjęto jednak inną decyzję, a głosowanie nad budżetem stało się symbolem, orężem politycznej walki. Można było z tym poczekać dzień lub dwa, przeprowadzić głosowanie zgodnie z dobrym obyczajem i uniknąć wszystkich wątpliwości, o których teraz rozmawiamy. Wybrano inny wariant postępowania, który może mieć nieprzewidywalne dziś konsekwencje.

>>> Polecamy: Trwa protest KOD. Manifestanci zablokowali wyjścia z Sejmu