Imigranckie rodziny oskarżały izraelski establishment o uprowadzenie dzieci i odddanie ich do adopcji Żydom aszkenazyjskim (o korzeniach wschodnioeuropejskich), u których, jak wierzono, czekałoby je lepsze życie niż we własnych rodzinach - mizrahijskich lub orientalnych, jak określani są Żydzi z krajów arabskich. Na władze wywierano presję, aby odtajniły dokumenty.

Jak powiedział agencji EFE Szlomo Hakuta, dyrektor pozarządowej organizacji Amram, która udokumentowała 800 przypadków i domagała się sprawiedliwości w imieniu rodzin pozbawionych dzieci, odtajnienie dokumentów to "pierwszy krok, za którym - jak mamy nadzieję - pójdą następne, jak odtajnienie spraw porwań lub oddania do adopcji".

Według niego sprawa nazwana "sprawą jemeńskich dzieci" dotyczy zdaniem różnych badaczy - od 5 do 8 tys. kilkuletnich dzieci w pierwszych latach tworzenia państwa Izrael. Dochodzeniem w tej sprawie zajmowały się w ciągu kilkudziesięciu lat różne komisje, dochodząc do wniosku, że dzieci zmarły w szpitalach. Jednak rodzice nie chcieli w to uwierzyć i twierdzili, że sprawy nie zbadano gruntownie.

Izraelska minister sprawiedliwości Ajelet Szaked powiedziała, że dokumenty w żaden sposób nie wskazują na to, by dzieci te były ofiarami uprowadzenia.

Reklama

Minister Cachi Hanegbi, który nadzorował odtajnienie, zachęcał Izraelczyków uważających się za dzieci adoptowane w tamtych czasach, aby pobrali próbki DNA, starając się ustalić swoje biologiczne rodziny. Przyznał, że jedna z komisji ustaliła, że większość dzieci umarła w szpitalach, ale jej wniosek rzeczywiście jest "problematyczny". Dlatego "lepiej, żeby każdy mógł sam się przekonać" - powiedział na spotkaniu z dziennikarzami.

W zaprezentowaniu bazy danych internetowych uczestniczył premier Izraela Benjamin Netanjahu. Udostępniając ją, "naprawiamy historyczną niesprawiedliwość, niewiedzę, zniknięcia i dyskryminację" - powiedział.

Rząd Izraela o decyzję o odtajnieniu dokumentów podjął 11 listopada, a 20 grudnia zaaprobował to Kneset. (PAP)