63-letni Ko Ni został zabity w czasie, gdy w zamieszkanej głównie przed buddystów Birmie utrzymują się napięcia na tle etnicznym i religijnym. Media podkreślają, że w byłej stolicy rzadko dochodzi do politycznych aktów przemocy.

Ko Ni był ekspertem od prawa konstytucyjnego i doradcą NLD, która doszła do władzy w następstwie historycznych wyborów z listopada 2015 roku. Był także znanym członkiem muzułmańskiej mniejszości, głoszącym konieczność tolerancji religijnej. W poniedziałek na jego pogrzebie w Rangunie zgromadziło się ok. 100 tysięcy ludzi.

Policja zatrzymała mężczyznę podejrzanego o zabójstwo. Miał on strzelić do Ko Li przed międzynarodowym lotniskiem w Rangunie, gdy ten trzymał na rękach wnuka. Ko Li przyleciał z Indonezji, gdzie przedstawiciele birmańskich władz omawiali kwestie pojednania ze swymi indonezyjskimi odpowiednikami.

Zginął też taksówkarz, który próbował zatrzymać napastnika.

Reklama

Przedstawiciel policji powiedział, że podejrzany był dwukrotnie więziony za przemyt posągów Buddy. Wyszedł na wolność w 2014 roku w ramach amnestii ogłoszonej przez ówczesnego prezydenta Theina Seina. Podczas przesłuchania podejrzany nie udzielił jasnych odpowiedzi. "Nie możemy ustalić, dlaczego zabił ani kto za tym stał" - powiedział przedstawiciel policji.

Ko Ni odegrał kluczową rolę w opracowywaniu roli specjalnego doradcy nowego rządu dla Suu Kyi, dzięki czemu pełni ona rolę podobną do premiera - powiedział kolega Ko Ni z firmy prawniczej z Rangunu. Suu Kyi ze względu na dyskryminujący ją zapis w konstytucji nie mogła zostać prezydentem i musiała objąć m.in. stanowisko szefowej MSZ.

Ko Ni pracował też nad poprawkami do konstytucji, które ograniczałyby rolę wojska. Obecnie konstytucja gwarantuje mu jedną czwartą miejsc w parlamencie. Ponadto szef armii obsadza resorty spraw wewnętrznych, obrony i ds. terenów przygranicznych.

NLD uznała śmierć Ko Ni za zabójstwo polityczne i nazwała to "wielką stratą, której nic nie zastąpi". Członek NLD Aung Shin nazwał zabójstwo Ko Ni "dobrze zaplanowanym, bezlitosnym spiskiem" mającym na celu zabicie osoby, która miała ogromne doświadczenie prawnicze i była w stanie przedstawiać społeczeństwu wady konstytucji z 2008 roku.

Według dwóch współpracowników Ko Ni przygotowywał też ustawę o współistnieniu wyznań, która miała zawierać zapisy na temat mowy nienawiści, przestępstw nienawiści i dyskryminacji.

Rodzina i przyjaciele adwokata powiedzieli agencji Reutera, że otrzymywał on pogróżki związane ze swoją działalnością polityczną.

Międzynarodowa Grupa Kryzysowa (ICG) za wyjątkowo niepokojący uznała moment zabójstwa. Doszło do niego zaledwie kilka miesięcy po atakach na policjantów w pobliżu granicy z Bangladeszem, o które władze oskarżają rebeliantów z muzułmańskiej mniejszości Rohingya. Think tank wezwał do dogłębnego zbadania niedzielnego morderstwa i ustalenia, kto za nim stał.

Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) szacuje, że 69 tys. muzułmanów uciekło do Bangladeszu od rozpoczęcia operacji sił bezpieczeństwa, która jest odpowiedzią na skoordynowane ataki z 9 października 2016 roku, w których zginęło dziewięciu birmańskich policjantów. Według OCHA swoje domy opuściły ponad 23 tys. ludzi. Tymczasem organizacje pozarządowe oskarżają birmańskie siły bezpieczeństwa o zbiorowe gwałty, tortury i zabójstwa muzułmanów Rohingya.

"W kontekście silnych antymuzułmańskich nastrojów, szerzącej się w mediach społecznościowych mowy nienawiści i zjadliwego buddyjskiego nacjonalizmu głoszonego przez niektórych mnichów ta zbrodnia może ośmielić innych i doprowadzić do kolejnych aktów przemocy" - ostrzegła ICG.

Od kiedy Birma w 2011 roku zaczęła otwierać się na świat odnotowuje się coraz więcej aktów przemocy skierowanych przeciwko muzułmanom, którzy stanowią ok. 5 proc. ludności tego azjatyckiego kraju. (PAP)