Spotkanie "28" podczas, którego przy sprzeciwie Polski odnowiono mandat przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, zakończyło się w czwartek krótko po północy.

Wobec odmowy poparcia wniosków przez Polskę przyjęto "konkluzje przewodniczącego Rady Europejskiej" poparte przez 27 państw. Premier jeszcze przed zakończeniem szczytu mówiła dziennikarzom, że według niej nieprzyjęcie wniosków przez wszystkie państwa UE będzie oznaczać, że szczyt UE będzie nieważny.

Unijni dyplomaci podkreślali, że taki krok nie ma znaczenia z punktu widzenia legalności wyboru Tuska, ponieważ decyzja w tej sprawie jest podejmowana przez przywódców większością kwalifikowaną. Wnioski - przekonywali - są jedynie wytyczną polityczną, a nie aktem prawnym samym w sobie.

Z relacji dyplomatów wynika, że na zakończenie szczytu Tusk spytał co z wnioskami. Szydło miała powiedzieć, że ich nie poprze. Na to włączył się premier Belgii Charles Michael, który skrytykował przenoszenie sporów wewnętrznych na forum UE. Miał też użyć słów "dziecinne podejście", aby opisać powstałą sytuację.

Reklama

Premier się broniła podkreślając, że odwołuje się do podstawowych zasad, które powinny obwiązywać w UE. W dyskusji odpowiedział jej prezydent Francji Francois Hollande, który - według relacji dyplomatów - miał powiedzieć "wy macie zasady, my mamy fundusze strukturalne".

W dyskusji wypowiadała się też kanclerz Niemiec Angela Merkel oraz premier Luksemburga Xavier Bettel, którzy również krytykowali postawę Polski.

We wnioskach "27" przywódcy zgodzili się, że jeszcze w tym roku przeprowadzą dyskusję na temat sposobu przeprowadzania nominacji na stanowiska unijne. To ukłon w stronę władz z Warszawy, które zwracały uwagę, że procedura wyboru przewodniczącego Rady Europejskiej jest nietransparentna. "Bardzo źle się stało, że wybór szefa Rady Europejskiej został przeprowadzony wbrew państwu, z którego pochodził kandydat" - mówiła w czwartek Szydło.

Poza przedłużeniem kadencji przewodniczącego Rady Europejskiej unijni przywódcy rozmawiali m.in. o migracji, bezpieczeństwie i obronie, unijnej gospodarce oraz sytuacji na Bałkanach Zachodnich.

W oświadczeniu szefów państw i rządów zapisano, że podczas obecnej prezydencji, czyli do końca czerwca osiągnięty zostanie kompromis ws. reformy prawa azylowego przewidującej m.in. obowiązkową relokację uchodźców.

Polscy dyplomaci przed szczytem starali się złagodzić te zapisy, tak by porozumienie mogło być wypracowane później, jednak ostatecznie tak się nie stało.

Źródła w Brukseli informowały wcześniej, że za wyznaczeniem szybkiego terminu na kompromis opowiadali się m.in. Niemcy, Szwedzi i Francuzi. Sprawa ma szczególne znaczenie polityczne dla naszych sąsiadów, bo rząd w Berlinie chciałby mieć ten problem załatwiony przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi.

Wprawdzie nie wszystkie państwa członkowskie poparły takie podejście, ale - według dyplomatów - prezydencja maltańska i tak będzie starała się wypracować porozumienie do końca czerwca. "Sygnał polityczny jest jasny" - powiedział przedstawiciel jednego z krajów członkowskich.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)