Zasłaniając się immunitetem eurodeputowanej, Le Pen już wcześniej poinformowała sędziów śledczych, że w czasie kampanii wyborczej nie będzie odpowiadała na wezwania organów ścigania, gdyż - jej zdaniem - okres ten nie sprzyja "neutralności i klarowności działania wymiaru sprawiedliwości".

"Niektórzy chcą instrumentalnie wykorzystać wymiar sprawiedliwości, żeby ingerować w kampanię przed wyborami prezydenckimi. Ja nie wezmę udziału w takim instrumentalizowaniu" - powiedziała Le Pen w wywiadzie radiowym.

"Jestem ofiarą operacji politycznej prowadzonej od trzech lat przez Parlament Europejski" - dodała.

Kandydatka Frontu Narodowego już wcześniej co najmniej dwukrotnie miała być przesłuchiwana w tej samej sprawie, ale odmówiła stawienia się na wezwanie śledczych. Z racji przysługującego jej immunitetu nie jest ona prawnie zobowiązana do stawienia się na żądanie śledczych ani nie można wobec niej stosować żadnej formy przymusu.

Reklama

Śledztwo ma wyjaśnić, czy Le Pen płaciła personelowi partyjnemu we Francji z funduszy Parlamentu Europejskiego, które - zgodnie z unijnymi regułami - powinny być wykorzystywane tylko do wynagradzania asystentów za pracę dla eurodeputowanych.

22 lutego tymczasowo aresztowana została szefowa gabinetu Le Pen, Catherine Griset, której postawiono zarzut nadużycia zaufania. Zarzut postawiono również Charles'owi Hourcade, asystentowi parlamentarnemu pewnej eurodeputowanej Frontu Narodowego.

Parlament Europejski zażądał już od Le Pen zwrotu blisko 340 tys. euro za fikcyjne zatrudnienie Griset w latach 2010-16, a także opłacanie z funduszy PE jej ochroniarza. PE zaczął od lutego odzyskiwać tę kwotę, potrącając połowę poborów Le Pen.

Parlament Europejski uchylił w ub. tygodniu immunitet Marine Le Pen, ale w innej sprawie: w związku z dochodzeniem dotyczącym publikacji przez nią na Twitterze zdjęć z egzekucji zakładników Państwa Islamskiego. O uchylenie immunitetu zwróciła się do europarlamentu prokuratura w Nanterre, aby móc przesłuchać francuską europosłankę.

W 2015 roku Le Pen opublikowała na swoim profilu na Twitterze zdjęcia przedstawiające brutalne egzekucje zakładników przez dżihadystów z Państwa Islamskiego (IS), w tym egzekucję amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya, który został ścięty przez terrorystów. Le Pen opatrzyła te zdjęcia komentarzem: "To jest Daesz", używając arabskiego akronimu IS. Opublikowanie fotografii wywołało we Francji oburzenie. Prokuratura może postawić jej zarzut rozpowszechniania obrazów przedstawiających przemoc, za co grozi kara do trzech lat więzienia i 75 tys. euro grzywny.

48-letnia szefowa antyunijnego i antyimigracyjnego Frontu Narodowego ma wszelkie szanse przejścia do drugiej tury wyborów prezydenckich, z sondaży wynika jednak, że pokona ją centrysta Emmanuel Macron bądź konserwatysta Francois Fillon. (PAP)

kot/ mc/