Przez wiele lat system emerytalny we Włoszech był całkowicie państwowy. Pracodawcy odprowadzali 7 procent z pensji każdego pracownika do specjalnego państwowego funduszu. Środki gromadzone na tym funduszu były powiększane o stałą, odgórnie ustaloną stopę zwrotu przewyższającą inflację.

Po reformie Berlusconiego część środków odprowadzanych z pensji włoscy pracownicy mogli dobrowolnie kierować do prywatnych funduszy inwestycyjnych, które – przynajmniej teoretycznie – miały zapewnić wyższe stopy zwrotu i zdjąć z państwa część obciążeń emerytalnych. Włochy przeznaczają na emerytury 14 procent PKB – najwięcej w Unii Europejskiej.

Śmiałe założenia reformy systemu emerytalnego, podobnej w założeniach do polskiej, zniweczył jednak kryzys finansowy. Główny indeks włoskiej giełdy spadł w 2008 roku o ponad 50 procent, w wyniku czego z rynku wyparowało 300 miliardów euro. Duża część z tych środków należała do liczącej milion 200 tysięcy osób rzeszy Włochów, która przeszła niedawno na nowy system emerytalny.

„Reforma tak naprawdę nikomu nie pomogła. Ani rządowi, który liczył na to, że wszyscy zmienią system i zdejmą presję z budżetu, ani pracownikom, którzy pozostali z nierozwiązanym problemem, jak zwiększyć swoje emerytury.” – mówi Gabriele Fava, specjalista w zakresie prawa pracy z Mediolanu.

Reklama

Gaetano Turchetta, pracownik biurowy z Rzymu, jest jednym z tych, którzy ucierpieli na reformie. Bezpowrotnie zamienił system emerytalny z państwowego na prywatny pod wpływem mirażu 20-procentowej rocznej stopy zwrotu. 43-letni Turchetta teraz twierdzi, że zrobiłby wszystko, aby cofnąć tamtą decyzję.

„Czego chcę od rządu? Tylko tego, abym nie stał się obciążeniem dla moich dzieci.” – mówi Turchetta. „Siedzę teraz i tylko patrzę, jak rynek spada.”.