Entuzjazm, z jakim mówi się ostatnio w Polsce o wejściu do istniejącej od 10 lat strefy euro, odbija się echem na całym kontynencie, gdzie uważa się je za ochronę przed kryzysami walutowymi.
Najwięcej szans na spełnienie kryteriów wejścia do strefy euro ma Dania - i ma też ku temu zachęty. Choć inne banki centralne tną dziś oficjalne stopy procentowe, duński bank w zeszły piątek zmuszony był je podnieść - i to już po raz drugi w tym miesiącu: uwidacznia to koszt, jaki wiąże się z pozostawaniem tego kraju poza strefą euro.
Obóz zwolenników euro powinien „odnieść się do obecnej sytuacji, wykazując że niewchodzenie do Eurolandu ma swoją cenę” - uważa Steen Bocian, główny ekonomista Danske Bank, największego krajowego banku. Jak wynika z najnowszych badań opinii publicznej, wśród Duńczyków minimalne (50:48) przeważają obecnie zwolennicy przyjęcia wspólnej waluty, jednak rozważanie referendum w tej sprawie byłoby dziś dla rządu ryzykowne.
Podobnie jak w Szwecji, gdzie ostatnio przeprowadzone badania opinii publicznej wykazały, że 47 proc. obywateli popiera wprowadzenie euro: to znacznie więcej niż podczas referendum w 2003 roku, gdy za wspólną walutą opowiedziało się 42 proc.
Reklama
Euro nabrało uroku także w innych krajach, ale tam perspektywa członkostwa wydaje się wciąż odległa. Maris Riekstins, łotewski minister spraw zagranicznych, w tym tygodniu powiedział „FT”, że wejście do strefy euro to nie tylko kwestia polityki gospodarczej czy finansowej, ale kwestia polityki bezpieczeństwa. - Przynależność do tego klubu oznacza większą stabilność i większą przewidywalność sytuacji rynkowej. - Minister Riekstins przyznał jednak, że są małe szanse na to, żeby Unia Europejska przyspieszyła wejście jego kraju do strefy euro.
Przyszli jej członkowie muszą spełnić kryteria dotyczące m.in. inflacji i stanu finansów publicznych, a także uczestniczyć przez dwa lata w systemie kursowym ERM II, swoistej poczekalni do strefy euro, kiedy to kurs krajowej waluty może się zmieniać tylko w określonych przedziałach. Ma to na celu uniknięcie bolesnych dostosowań w momencie, gdy kraj znajdzie się już w strefie euro. Rygorystyczna interpretacja tych reguł, zwłaszcza jeśli idzie o inflację, stała się w przeszłości problemem dla Estonii, Łotwy i Litwy. Warunki recesji spowodowały wprawdzie zmniejszenie napięć inflacyjnych, mimo to analitycy nie spodziewają się, żeby w przypadku tych krajów przyjęcie euro było możliwe wcześniej niż w 2012 roku (choć ich rządy optymistycznie wymieniają rok 2011).
Na Węgrzech politycy i biznesmeni coraz częściej uważają członkostwo w strefie euro za jedyne lekarstwo na ogromne wahania kursu forinta. - Rząd i opozycja muszą się pogodzić. Musimy poprosić Unię Europejską o wprowadzenie przed przewidywanym wcześniej terminem - mówi Sandor Csanyi, szef największego w kraju banku OTP. W zeszłym miesiącu premier Ferenc Gyurcsany mówił „FT”, że stawia sobie za cel włączenie forinta do ERM II przed przewidzianymi na 2010 rok kolejnymi wyborami parlamentarnymi. W Islandii, gdzie wskutek kryzysu finansowego wartość korony spadła o 70 proc., nastąpił gwałtowny wzrost poparcia dla wejścia kraju do Unii Europejskiej i wprowadzenia euro. W sondażu przeprowadzonym w tym tym tygodniu przez miejscową gazetę takie posunięcie poparło 70 proc. badanych: w poprzednich latach wynosiło ono około 50 proc. Nasilają się również naciski na rządzącą partię prawicową Niepodległość - która nie popiera członkostwa w UE - żeby rozważyła zmianę swojego stanowiska. Politycy partii socjaldemokratycznej, też wchodzącej w skład koalicji rządzącej, zaczęli już publicznie nawoływać do złożenia przez Islandię wniosku o członkostwo w Unii Europejskiej. Premier Geir Haarde usiłował na początku tego tygodnia odeprzeć te naciski. - Nasze banki znalazły się w obecnej, trudnej sytuacji dlatego, że nie były w stanie zapewnić sobie finansowania. To nie ma nic wspólnego z Unią Europejską - mówił. Przyznał jednak, że tej kwestii nie da się pominąć.