Nie, Władimir Putin nie stał się nagle człowiekiem, który pragnie pokoju. Jego ostatnia propozycja ws. Ukrainy (wprowadzenie sił ONZ do Donbasu) to realizacja rosyjskich interesów i właśnie tak powinien być postrzegany ten ruch – czytamy w opinii redakcyjnej agencji Bloomberg.

Po tym, jak rosyjski prezydent wezwał do wprowadzenia sił Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) na Ukrainę, niemiecki minister spraw zagranicznych Sigmar Gabriel stwierdził, że jest “bardzo zadowolony” z “zaskakującej” propozycji Kremla, który wcześniej unikał jakichkolwiek prób zaangażowania międzynarodowych sił w konflikt na Ukrainie. Nikt jednak, kto zna dobrze Władimira Putina, nie powinien tak żarliwie jak Gabriel reagować na rosyjskie propozycje.

Przypomnijmy, że ukraiński rząd i jego zachodni zwolennicy wzywali już, aby w regionie konfliktu we wschodniej Ukrainie pojawili się obserwatorzy ONZ. Co ważne, Ukrainie wówczas zależało, aby siły ONZ monitorowały ukraińską granicę z Rosją, przez którą kraj ten przerzucał uzbrojenie i pomoc dla separatystów z Donbasu. Tymczasem Putin chce teraz, aby siły ONZ patrolowały jedynie nieoficjalną granicę pomiędzy separatystami, a ukraińską armią. Cel rosyjskiego prezydenta jest zatem jasny: chce wykorzystać siły ONZ do usankcjonowania de facto niezależnego od Ukrainy państwa.

Ukraińska strategia Putina, łącznie z aneksją Krymu poprzez nielegalne referendum w 2014 roku, wpisuje się w długoterminowe cele Kremla, czyli stworzenie kilku zamrożonych konfliktów wzdłuż rosyjskich granic, które miałyby służyć jako strefy buforowe oddzielające Rosję od „wrogiego Zachodu”. Regiony innych zamrożonych konfliktów to Naddniestrze w Mołdawii czy Abchazja i Osetia Południowa w Gruzji od czasu wojny granicznej z Gruzją w 2008 roku.

Zachód zatem powinien postrzegać ostatnią ofertę Putina ws. wschodniej Ukrainy jako konia trojańskiego, dzięki któremu separatystyczny region na wschodzie Ukrainy okrzepnie przy pomocy ONZ. Jeśli mają się odbyć jakiekolwiek rozmowy o wprowadzeniu sił ONZ do regionu, muszą się one rozpocząć zrozumieniem, że będą one patrolować granicę między Ukrainą a Rosją, a także, że będą zatrzymywać wszystkie transporty broni z Rosji na wschodnią Ukrainę.

Reklama

USA oraz ich sojusznicy powinni także rozważyć rozwiązania, które dadzą Ukrainie większe pole manewru i siłę negocjacyjną w procesie przywracania suwerenności kraju. Chodzi np. o przekazanie Kijowowi sprzętu obronnego takiego jak choćby rakiety przeciwpancerne Javelin. Zachodni sojusznicy Ukrainy dodatkowo powinni też mówić wprost rządowi w Kijowie, że bez poważnej walki z korupcją oraz bez ukarania nacjonalistycznych sił, które popełniały zbrodnie wojenne w czasie konfliktu na Ukrainie, kraju nie uda się zjednoczyć.

Owszem, konflikt na Ukrainie nieco się ochłodził i zszedł z pierwszych stron gazet. Ale nie oznacza to, że osiągnięto postęp. Wręcz przeciwnie – Putinowi właśnie o to chodziło.

>>> Czytaj też: Niemiecki historyk ostrzega: Roszczenia ws. reparacji mogą otworzyć dyskusję o granicach Polski