Co czeka nas w 2009 roku? Czy najgorsze za nami? Żeby odpowiedzieć na te pytania, musimy zrozumieć, że jesteśmy w zaklętym kręgu ujemnego wzrostu gospodarczego i pogarszających się warunków finansowych.
USA z pewnością doświadczą najgorszej od dziesięcioleci recesji - głębokiego i utrzymującego się długo spadku produktu krajowego brutto, który potrwa około 24 miesiące, do końca 2009 roku. Co więcej, spadek dotknie całą gospodarkę światową. Do recesji dojdzie w strefie euro, w Wielkiej Brytanii, w Europie kontynentalnej, w Kanadzie, Japonii i w innych krajach rozwiniętych. Na ryzyko twardego lądowania narażone są również kraje wschodzące, ponieważ powiązania handlowe, finansowe i walutowe przenoszą do nich wstrząsy o charakterze realnym i finansowym.
Pojawienie się recesji w krajach rozwiniętych we wcześniejszym okresie 2008 roku wywołało obawy o wystąpienie stagflacji w stylu lat 70. (połączenie stagnacji z inflacją). Ponieważ jednak popyt spada poniżej poziomu powiększającej się podaży, zastój na rynkach towarowych będzie prowadzić do niższej inflacji; zdolność firm do podnoszenia cen ulegnie ograniczeniu. Rosnące bezrobocie będzie wpływać hamująco na koszty pracy i żądania płacowe. W połączeniu z ostrym spadkiem cen surowców te czynniki sprawią, że inflacja w krajach rozwiniętych zmierzać będzie do poziomu około 1 proc., wywołując raczej obawy o deflację niż o stagflację.
Deflacja jest niebezpieczna, bo prowadzi do tzw. pułapki płynności: nominalne stopy procentowe nie mogą spaść poniżej zera, polityka pieniężna staje się zatem nieskuteczna. Spadek cen oznacza, że realny koszt kapitału jest wysoki, a realna wartość nominalnych długów rośnie, prowadząc do dalszego zmniejszenia konsumpcji oraz inwestycji - zaklęty krąg, który powoduje dalsze ograniczenie dochodów i liczby miejsc pracy, co znowu powoduje nasilenie spadku popytu i cen.
Reklama
Skoro tradycyjna polityka pieniężna stanie się nieskuteczna, będą w użyciu nieortodoksyjne narzędzia polityki gospodarczej: programy ratowania inwestorów, instytucji finansowych i pożyczkobiorców; ogromne zasilanie w płynność banków w celu złagodzenia trudności kredytowych; podejmowanie radykalnych działań w celu zmniejszenia długoterminowego oprocentowania obligacji państwowych oraz ograniczenia różnicy między nim a rynkowymi stopami procentowymi.
Kryzys globalny został uruchomiony przez pęknięcie bańki na amerykańskim rynku nieruchomości mieszkalnych, ale to nie ona go wywołała. Amerykańskie ekscesy kredytowe obejmowały nieruchomości mieszkalne, nieruchomości komercyjne, karty kredytowe, pożyczki samochodowe i studenckie. Nadmierne były również: skala emisji tzw. produktów sekurytyzacyjnych, za pomocą których przekształcano te wierzytelności w toksyczne finansowe instrumenty pochodne; stopień zapożyczania się samorządów lokalnych; finansowanie lewarowanych wykupów firm, które w ogóle nie powinno mieć miejsca; emisje obligacji przez firmy, które wskutek nasilenia niewypłacalności poniosą teraz ogromne straty; rozmiary niebezpiecznego i nieobjętego regulacjami rynku instrumentów, chroniących przed niewypłacalnością firm (znanych jako CDS).
Co gorsza, te patologie nie ograniczały się do USA. W wielu innych krajach na rynku nieruchomości również wystąpiły bańki, których tworzeniu się sprzyjały nadmierne rozmiary taniego kredytu, udzielanego bez zwracania uwagi na wiążące się z nim ryzyko. Były także bańki na rynkach surowców, spółek kapitału prywatnego i funduszy arbitrażowych.
W efekcie pęka właśnie największa w historii bańka cen aktywów i kredytów, a ogólne straty kredytów mogą być bliskie oszałamiającej kwoty 2 bilionów dolarów. Jeśli rządy nie dokapitalizują w trybie pilnym instytucji finansowych, niedostępność kredytów stanie się problemem jeszcze poważniejszym. Będzie tak dlatego, że jak dotąd ich straty zwiększają się w tempie szybszym niż dokapitalizowanie, banki są więc zmuszone do ograniczenia kredytów i pożyczek.
Ceny akcji i innych ryzykownych aktywów wprawdzie spadły już mocno z rekordowego poziomu, jaki osiągnęły pod koniec 2007 roku, ale i tak istnieje znaczne ryzyko dalszego ich spadku. Zaczyna się jednak kształtować pogląd, że ceny tych ryzykownych aktywów - w tym akcji - spadły już tak nisko, że sięgnęły dna i że można oczekiwać szybkiego ich ożywienia.
Najgorsze jest jednak przed nami. W najbliższych paru miesiącach zarówno dane makroekonomiczne, jak i doniesienia o zyskach na całym świecie będą gorsze od oczekiwań. Wywoła to kolejną presję na ceny ryzykownych aktywów, ponieważ liczni analitycy rynków akcji jeszcze dziś łudzą się, że załamanie gospodarcze może być łagodne i krótkie.
Choć na skutek działań krajów G7 oraz innych państw, wspierających krajowy system finansowy, zmalało zagrożenie globalnego załamania finansowego, ryzyko nadal istnieje. Kryzys kredytowy jeszcze się nasili. Utrzyma się też tendencja do zmniejszania stopnia zadłużenia, ponieważ fundusze arbitrażowe i inni zadłużeni gracze będą zmuszeni do sprzedaży aktywów na pozbawionych płynności i niechętnych nowym transakcjom rynkach, to zaś wymusi dalszy spadek cen i spowoduje zawieszanie interesów przez coraz większą liczbę niewypłacalnych instytucji finansowych. Na pewno kilka tzw. krajów wschodzących dotknie kryzys finansowy na pełną skalę.
Tak więc rok 2009 będzie okresem bolesnej recesji globalnej, dalszych napięć finansowych, strat i bankructw. Tylko energiczne, skoordynowane i skuteczne działania zarówno krajów rozwiniętych, jak i wschodzących mogą spowodować, że w 2010 roku gospodarka globalna nie wkroczy w dłuższy okres stagnacji, ale zacznie odżywać.