Autonomiczny rząd Katalonii Calresa Puigdemonta zapowiedział, że pracownikom sektora publicznego uczestniczącym we wtorkowym strajku generalnym w regionie będzie przysługiwać wynagrodzenie jak za normalny dzień pracy. Madryt jest przeciwny.

Jak poinformowała w środę odpowiedzialna w katalońskim rządzie za sprawy pracownicze Dolors Bassa, każdemu pracownikowi sfery publicznej, który wziął udział we wtorkowym strajku generalnym, przysługuje wynagrodzenie.

Z argumentacją tą nie zgadza się rząd centralny Mariano Rajoya, który nie uznaje legalności zorganizowanego przez ponad 40 organizacji związkowych, politycznych i społecznych strajku generalnego w Katalonii.

Protest został ogłoszony w niedzielę wieczorem jako forma sprzeciwu wobec interwencji sił policyjnych wysłanych przez Madryt do Katalonii w celu zablokowania referendum niepodległościowego. W efekcie konfrontacji rannych zostało blisko 900 osób.

Hiszpańskie ministerstwo finansów, które 20 września przejęło pełną kontrolę nad budżetem katalońskiego rządu, zapowiedziało, że udział w strajku generalnym zostanie zaliczony pracownikom na poczet urlopu.

Reklama

Według Bassy we wtorek w Katalonii strajkowało niemal 100 proc. pracowników administracji publicznej. Wysoki, przekraczający 80 proc., miał być również odsetek strajkujących w placówkach oświatowych. “W publicznych spółkach sektora medycznego do pracy nie przyszło zaś ponad 75 proc. załogi” - dodała Bassa.

>>> Czytaj też: Dziś kluczowe oświadczenie szefa rządu. Co dalej z Katalonią?