Jedną ze zmian jest wprowadzenie możliwości organizowania akcji społecznych bez wymaganego obecnie zezwolenia władz. Nowe rozwiązania legislacyjne zakładają, że organizatorzy będą mogli po prostu poinformować władze o planowanej masowej akcji. Jeśli w ciągu pięciu dni nie otrzymają informacji, że z jakichś powodów przeprowadzenie akcji jest niemożliwe, będzie ona mogła się legalnie odbyć.

Występując w środę w Izbie Reprezentantów, niższej izbie białoruskiego parlamentu, minister spraw wewnętrznych Ihar Szuniewicz mówił m.in., że nadchodzi „radykalna liberalizacja” przepisów, która ma „poprawić wizerunek Białorusi na scenie międzynarodowej” i ułatwić organizowanie akcji masowych.

Przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego, w tym opozycjoniści i prawnicy związani z ruchem demokratycznym, zwracają jednak uwagę na liczne „ale”. Uproszczony tryb organizacji protestów będzie możliwy wyłącznie w specjalnych miejscach, wskazanych przez lokalne władze. Będą to najpewniej lokalizacje oddalone od centrum miast, jak np. Park Przyjaźni Narodów w Mińsku. Oznacza to, że organizacja mitingu czy marszu w centrum miasta nadal będzie wymagała zgody władz.

Według prawnika niezależnego Centrum Praw Człowieka Wiasna, Walancina Stefanowicza, zmiany „dotyczą wyłącznie akcji statycznych” i w żaden sposób nie ułatwiają zorganizowania protestów np. w centrum miasta czy w pobliżu budynków państwowych. „Za wszystkie inne akcje grozi odpowiedzialność administracyjna, tak jak dotychczas” – twierdzi Stefanowicz w rozmowie z PAP.

Reklama

Poza tym, jak zaznacza cytowany przez portal Biełorusskije Nowosti prawnik Juryj Czawusau, nowe przepisy zakazują organizowania akcji osobom karanym wyrokami sądów, jeśli nie doszło jeszcze do zatarcia skazania. „Wielu opozycjonistów i działaczy w związku z ciągłymi procesami administracyjnymi de iure nie będzie miało możliwości, by legalnie być organizatorami mitingów i demonstracji” – ocenia prawnik.

Kolejna sprawa, którą krytykują aktywiści, to zakaz wzywania do udziału w masowych akcjach przed uzyskaniem zgody władz.

Stefanowicz przyznaje, że „niektórym grupom obywateli zapewne będzie łatwiej wyrazić swój protest”. Dotyczy to przede wszystkim osób, które dotąd bały się uczestniczyć w nielegalnych akcjach.

Zdaniem prawnika mówienie o liberalizacji jest dużą przesadą. „Gdyby był rok 1988 i ktoś powiedział, że można protestować we wskazanych parkach i na stadionach, to można by mówić o poważnej liberalizacji, bo wcześniej można było wychodzić tylko na pochód z okazji 1 czy 9 maja. Dzisiaj – w świetle praktyki międzynarodowej, standardów OBWE, a także tego, co pamiętamy z lat 90. na Białorusi - działania władz nie są satysfakcjonujące i przepisy nadal należy poddać krytyce” – twierdzi Stefanowicz.

Przedstawiciele środowisk opozycyjnych zwracają też uwagę, że problemem nie są same przepisy, ale ich stosowanie. „Mamy wiele dobrych ustaw. Problem jest jeden – one nie są realizowane. Skoro według konstytucji mamy prawo do wypowiadania swojego zdania, to dlaczego ludzi wsadza się za to do więzienia?” – powiedział Radiu Swaboda Źmicier Daszkiewicz z białoruskiego Młodego Frontu.

Z Mińska Justyna Prus (PAP)