W środę sejmowa komisja śledcza ds. Amber Gold przesłuchała b. wiceszefa MSWiA Michała Deskura, b. dyrektora Biura Kolegium ds. Służb Specjalnych oraz jego sekretarza Tomasza Borkowskiego. Posiedzenie komisji zakończyło się przed godz. 17.

Tomasz Borkowski zeznał na posiedzeniu komisji, że pracował na stanowisku dyrektora biura w latach 2008-2015. Dodał, że w skład kolegium wchodził Prezes Rady Ministrów jako przewodniczący, ministrowie: spraw wewnętrznych, obrony i finansów, przedstawiciel prezydenta oraz przewodniczący sejmowej komisji ds. służb specjalnych oraz uczestniczyli w nim szefowie służb.

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) pytał, czy i kiedy przedmiotem prac kolegium były kwestie zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa generowane przez parabanki i piramidy finansowe. Borkowski odpowiedział, że "nie przypomina sobie takiego przedmiotu prac kolegium".

Dodał, że "sama sprawa Amber Gold nie była przedmiotem dyskusji na kolegium, ale też nigdy żadna konkretna sprawa dotycząca konkretnego podmiotu, czy określonej grupy podmiotów, nie była przedmiotem kolegium". Jak dodał, "kolegium zajmowało się kwestiami bardziej generalnymi o charakterze ogólnym związanym z zagrożeniami dla bezpieczeństwa państwa".

Reklama

Przyznał, że "konsekwencje związane ze sprawą Amber Gold były punktem wyjściowym do dyskusji na kolegium w dniu 18 września 2012 roku, ale sama dyskusja nie dotyczyła Amber Gold, ale dotyczyła przyszłych reform w systemie służb specjalnych, które by m.in. mogły wynikać z problemów, które się pojawiły w związku ze sprawą Amber Gold".

Zembaczyński dopytywał, co było ustalane podczas wspomnianego spotkania, świadek odpowiedział, że "dyskusja dotyczyła tego, co należy w służbach specjalnych zmienić, żeby w przyszłości służby odpowiednio szybko reagowały na tego typu zagrożenia". Jak przyznał, taką diagnozę postawił ówczesny premier Donald Tusk.

Poseł Nowoczesnej pytał o notatkę z 24 maja 2012 roku od ówczesnego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka wysłaną do najważniejszych osób w państwie, w której informowano, że w ocenie ABW Amber Gold to piramida finansowa. Borkowski przyznał, że dostał najpierw egzemplarz adresowany do premiera Donalda Tuska, bo miał pełnomocnictwo do odbierania takich dokumentów. Jak zeznał, później otrzymał pismo adresowane do ministra spraw wewnętrznych. "Zapoznałem się nim jeszcze w maju" - dodał.

"W momencie, kiedy zapoznałem się z tym pismem uznałem, że sprawa Amber Gold jest już przedmiotem śledztwa prokuratury. Po drugie była tam jednoznaczna deklaracja, że ABW przekaże uzyskane dodatkowo informację do prokuratury" - mówił. "Uznałem, że pismo jest adresowane do premiera i ministra Jacka Cichockiego, wyłącznie do ich wiadomości, ponieważ żadna możliwość innych działań niż przekazanie do prokuratury nie wchodziła w rachubę dlatego odłożyłem to pismo do dokumentów, które miałem dla ministra Cichockiego. Takich dokumentów zebrało się kilkadziesiąt i czekałem na możliwość spotkania się z ministrem Cichockim" - zeznał Borkowski.

Jak przyznał, w czerwcu przekazał dokumenty ministrowi Jackowi Cichockiemu. W rozmowie z ministrem "uznaliśmy, że my jako KPRM nie mamy żadnych możliwości podjęcia działań, bo sprawą zajmuje się prokuratura" - dodał. Według świadka minister przyznał, że sprawa jest poważna i poinformuje o niej premiera i zabrał pismo.

Świadek zaznaczył, że "prokuratura była jedynym właściwym organem do prowadzenia sprawy oszustwa". "Z pozycji Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nie było możliwości wszczęcia żadnych innych odrębnych śledztw, działań, wydania komukolwiek poleceń" - dodał Borkowski.

Przyznał, że "gdyby z pisma wynikało, że ABW zgromadziło informację wskazujące na możliwość przestępstwa, ale nie było tam stwierdzenia, że ABW przekazuje te informacje do prokuratury, wtedy niezwłocznie sporządziłby pismo na podpis ministra Cichockiego do szefa ABW z prośbą o ocenę prawno-karną zgromadzonej dokumentacji w celu oceny, czy jest możliwe niezwłocznie przekazanie tych dokumentów do prokuratury".

Zembaczyński pytał świadka, czemu służby były tak bierne wobec sprawy Amber Gold, czy był jakiś parasol ochronny nad Marcinem P. (b. szefem Amber Gold - PAP), czy Marcin P. był związany z jakimiś politykami i czy był z jakimiś obcymi służbami specjalnymi. Borkowski zeznał, że "nic mi na ten temat nie wiadomo".

"Z mojej wiedzy, którą uzyskałem później wynikało, że ABW zajęła się sprawą w momencie, kiedy Marcin P. i firma Amber Gold zorganizowały linie lotnicze OLT Express" - mówił Borkowski. Jego zdaniem "miało to na celu raczej działania związane z ochroną antyterrorystyczną, niż jakby z kwestiami finansowymi".

Zembaczyński dopytywał, czy było to działania rozpoznawcze z własnej inicjatywy. "Według mojej wiedzy tak, z własnej inicjatywy, na przełomie chyba lutego i marca lub marca i kwietnia ABW podjęła działania w związku z OLT Express" - odpowiedział świadek.

W połowie 2011 r. Amber Gold przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express. Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r.

Dopytywany przez komisję kiedy ABW miało pierwsze informacje o działalności Amber Gold świadek powiedział, że z informacji, które posiada było to "właśnie na przełomie marca i kwietnia".

Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. 13 sierpnia 2012 r. ogłosiła likwidację; tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. (PAP)

autor: Grzegorz Bruszewski, Rafał Białkowski