Problem zaczął się już w listopadzie - zaczęły spadać dochody

Już w listopadzie Ministerstwo Finansów zorientowało się, że będzie problem z dochodami pod koniec 2008 roku. Resort znalazł się w pułapce: z jednej strony chciał osiągnąć jak najniższy deficyt budżetowy. Z drugiej – nawet gdyby się zdecydował na wykorzystanie pełnego limitu deficytu to miałby problem z jego sfinansowaniem.

Deficyt był zaplanowany, ale papiery skarbowe mogły nie wystarczyć na jego pokrycie

Ryzyko, że nie uda się pokryć deficytu było bardzo duże, bo na przełomie listopada i grudnia nikt nie był w stanie powiedzieć, jaki będzie popyt na obligacje skarbowe. A wcześniejsze miesiące nie napawały optymizmem, resort musiał sprzedawać krótkoterminowe bony zamiast obligacji, dość drogie w obsłudze, by finansować potrzeby pożyczkowe.

Reklama

Zapadła decyzja - ciąć. Łącznie o 5,7 mld zł

MF nie miał więc wyjścia: widząc, że dochody będą niższe musiał po raz pierwszy od dłuższego czasu zdecydować się na ręczne sterowanie budżetem i obciął limity wydatków w resortach, żeby dopasować je do niższych dochodów. Łączna kwota cięć to około 5,7 mld zł.

- Staraliśmy się poinformować o tym z odpowiednim wyprzedzeniem zwłaszcza tych, u których cięcia były największe. Dotyczy to przede wszystkim Ministerstwa Obrony Narodowej. O zmniejszeniu swojego limitu MON wiedział już w listopadzie – mówi wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska.

Cięto nie po równo ale przede wszystkim wydatki rzeczowe

Kluczem, według którego ministerstwo podejmowało decyzję, komu ciąć, a komu nie, była struktura wydatków. „Pod nóż” poszły przede wszystkim plany z największym udziałem tzw. wydatków rzeczowych. - Nie cięliśmy po równo wszystkim. Nie ograniczaliśmy wydatków proporcjonalnie. Wszystko zależało od tego, jaką dysponent miał strukturę wydatków i jak wcześniej realizował plan – mówi Suchocka-Roguska. - Jeśli np. większość wydatków stanowiły wynagrodzenia, to było oczywiste, że nie można ich było przyciąć w ostatnim miesiącu. Ograniczaliśmy przede wszystkim wydatki rzeczowe – dodaje wiceminister.

Resort finansów nie wskazywał przy tym poszczególnym resortom, na czym mają oszczędzać. - My po prostu przekazaliśmy mniej pieniędzy na rachunek. Co się dalej działo, to już zależało od decyzji dysponenta – mówi Suchocka-Roguska.

Resort deklaruje - ręcznego sterowania będzie mniej

MF deklaruje, że zrobi wszystko, aby ręcznego sterowania budżetem w kolejnych miesiącach było jak najmniej. - Pracujemy nad harmonogramem wykonania budżetu, który będzie dokładnie określał poziom dochodów i wydatków w każdym miesiącu. Chodzi nam o to, żeby jak najbardziej wyeliminować ryzyko nagłego zmniejszania limitów – mówi wiceminister.

- Dzięki dokładnemu harmonogramowi dysponenci będą wiedzieli z wyprzedzeniem, jak może wyglądać ich sytuacja i będą się mogli do niej przystosować – dodaje Suchocka-Roguska.

Ale napięć budżetowych na pewno nie unikniemy

Napięcia w budżecie będą jednak na pewno, bo rząd oparł go na bardzo optymistycznych założeniach. Niewiele instytucji – łącznie z Komisją Europejską – wierzy w 3,7 proc. wzrostu PKB w Polsce w tym roku.

Dysponenci wydatków jednak mogą być spokojni przynajmniej o pierwszą połowę roku. Przed nimi cały niewykorzystany przecież limit deficytu budżetowego w wysokości 18,2 mld zł. - Na początku wydatki mogą przekraczać dochody, a różnicę będzie się wpisywać w ciężar deficytu. Będziemy starali się unikać takich sytuacji, jak pod koniec 2008 roku, bo chodzi przecież o stabilność systemu – mówi Elżbieta Suchocka-Roguska.

Chyba, że rząd znowelizuje budżet

Ostateczna broń, po jaką może sięgnąć rząd, to nowelizacja budżetu. Będzie ona konieczna, gdy Ministerstwo Finansów dojdzie do ściany wykorzystując cały deficyt. Na tym właśnie polegała tzw. dziura Bauca, gdy w połowie roku okazało się, że planowany deficyt został wykorzystany do oporu.

Czy jest takie ryzyko w tym roku? Dopuszcza je nawet szef resortu finansów Jacek Rostowski, który w trakcie debaty budżetowej mówił o możliwości nowelizacji. Większość ekonomistów jest przekonana, że z pewnością problem spadku dochodów będzie się powtarzał.

- W sumie wpływy z podatków pośrednich mogą być w tym roku mniejsze o około 12 mld zł. W przypadku dochodowych ta kwota będzie podobna. Łącznie niedobór wobec planu to około 24 mld zł, ale to bardzo wstępna prognoza – mówi Mirosław Gronicki, były minister finansów.