Przedstawiona w czwartek recepta Jarosława Kaczyńskiego na wizerunkowe kłopoty jego ugrupowania, wywołane nagrodami dla rządu Beaty Szydło, na pewno przyniesie PiS doraźne korzyści polityczne. Teraz to opozycja będzie musiała zdecydować, czy poprzeć propozycję prezesa, czy głosować przeciw niej, narażając się większości z nas. – Vox populi – tłumaczył swoje decyzje Kaczyński.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Prezes PiS postawił więc na polityczny pragmatyzm, choć oznacza to uderzenie w polityczne elity: parlamentarzystów i samorządowców. I zaplecze eksperckie. Bo oprócz zwrotu premii przez ministrów Sejm ma przyjąć ustawę obcinającą o 20 proc. pensje parlamentarzystom, zamierza również obniżyć pensje wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, marszałków województw i starostów oraz ograniczyć dodatkowe możliwości wynagradzania pracowników państwowych firm. Na dodatek obniżenie wynagrodzeń posłom i senatorom to także cios w opozycję, bo w przeciwieństwie do ugrupowania rządzącego nie ma ona dużego materialnego zaplecza w spółkach Skarbu Państwa, administracji czy instytucjach rządowych. Najbardziej odczują to Kukiz’15 czy Nowoczesna, które nie mogą liczyć na zasilanie z publicznych środków.
Ale znacznie ważniejsze są jednak długofalowe skutki tej decyzji. Spowoduje ona dalszą deprecjację zawodu parlamentarzysty. Jak celnie przypominał sam prezes PiS – jeszcze 20 lat temu wynagrodzenie posła odpowiadało sześciu przeciętnym wynagrodzeniom Polaka. Dziś, wskutek wieloletniego braku podwyżek, to nieco ponad dwie przeciętne pensje.
Reklama
Ograniczenie możliwości dodatkowego wynagradzania w spółkach Skarbu Państwa naruszy zaplecze ugrupowań. Zasiadanie w zarządach państwowych spółek stanie się mniej opłacalne dla kompetentnych osób. Oczywiście, opozycja zawsze może przekonywać, że jedyną zaletą takich kandydatów jest wierność, ale od zmniejszenia zarobków z pewnością doświadczenia i umiejętności im nie przybędzie.
Obniżenie wynagrodzeń wójtów czy burmistrzów dotknie lokalnych włodarzy, a to oni kontrolują lokalną Polskę. Ale jeżeli prezes PiS słusznie zauważył, że niektórzy wójtowie zarabiają więcej niż ministrowie, to problemem nie są zarobki wójtów, lecz ministrów. PiS, zamiast wyzwolić się z populizmu w kwestii zarobków polityków, jedynie go nakręca – i zamiast ministrom czy parlamentarzystom pensje podnieść, zmniejsza je innym.
Propozycje PiS prawdopodobnie okażą się skuteczne politycznie. Ale trzeba pamiętać, że pensje dla rządu Szydło to kolejny problem – po nowelizacji ustawy o IPN czy konflikcie z UE – który PiS wywołał, a teraz – wprowadzając doraźne działania szkodliwe na dłuższą metę – stara się rozwiązać. Na pewno sprawa nagród była dla PiS wstrząsem. Oznaczała duży spadek poparcia w sondażach i zachwiała poczuciem pewności ugrupowania. Wyborcy łatwiej wybaczyliby mu podwyżkę pensji premiera i ministrów niż przyznanie im ogromnych nagród.
Jarosław Kaczyński liczy zapewne, że dzięki decyzjom o obniżkach ucieknie do przodu, sondażowe wstrząsy zostawi za sobą i będzie mógł skoncentrować się na samorządowej kampanii wyborczej. Sprawa pokazuje jednak, jakie kłopoty PiS ma z rządzeniem.
By rozwiązać wywołane przez siebie problemy, ucieka do doraźnych recept, które niwelując jedne, stwarzają zupełnie nowe.

>>> Czytaj także: A jednak się nie "należało"? Ministrowie oddadzą nagrody, posłom obetną pensje