Ten pierwszy to minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Jeremy Hunt, który zaapelował do państw UE, aby stały zAmeryką (wobec Rosji) ramię wramię. Ten drugi to Heiko Maas, szef dyplomacji Niemiec, który wezwał Europę do tego, aby stała się przeciwwagą dla USA.
Pierwszy stwierdził, że Trump tak naprawdę uznaje powojenny, globalny ład, na straży którego dotychczas stały USA – ijego kluczowy element, czyli sojusz transatlantycki. Ten drugi napisał, że Trump tę wspólnotę osłabił – chociaż jego działania wpisały się wszerszy proces, który trwa od jakiegoś czasu.
Pierwszy wyłożył swoje poglądy wprzemówieniu podczas podróży do Stanów Zjednoczonych, tuż przed spotkaniem zsekretarzem stanu USA Mikiem Pompeo. Drugi wodpowiedzi napisał komentarz do niemieckiego dziennika „Handelsblatt”.
Ta wymiana zdań to nie jest dobra wiadomość dla Polski. Pokazuje bowiem, że gdzieś pęka jednolity front, którym od kilku lat cieszyliśmy się na Zachodzie.
Rozumiem Hunta. Facet potrafi czytać mapę iinterpretuje położenie swojego kraju. Wie, że jest bezpieczniejszy, kiedy między USA iUE nie ma tarć. Nie każe to bowiem Londynowi opowiadać się za żadną ze stron – wkońcu wszyscy maszerujemy wtym samym kierunku. Po brexicie wkurzone na Trumpa Berlin iParyż nie dadzą Brytyjczykom tego komfortu.
Hunt rozumie też, że poza Unią Wielka Brytania jest słabsza, bo nie kształtuje już polityki wielkiego bloku państw. Gdyby powtórzyła się sprawa Skripala, Brytyjczycy mogliby za uszy pociągnąć pozostałe państwa UE do wprowadzenia dodatkowych sankcji. Teraz będzie to trudniejsze.
Kłótnia wrodzinie to także kiepska wiadomość dla Warszawy. Bo przecież wcale nie jest powiedziane, że „przeciwwaga dla USA” będzie działać na naszą korzyść. Takich zaskoczeń jak sobotnie spotkanie wMesebergu może być więcej. Od marca przyszłego roku Theresa May nie będzie już mogła wkuluarach szczytu Rady Europejskiej obsobaczyć europejskich polityków za organizowanie spotkań zPutinem – azpewnością skierowałaby swój słynny stalowy wzrok na przedstawicieli Austrii, gdzie rosyjski prezydent bawił przed wizytą wMesebergu na weselu. Obsobaczać za takie rzeczy może również głos zWaszyngtonu, ale ten nie znaczy już tyle, co kiedyś.
Rodzice powiedzieli sobie kilka brzydkich słów, ale to nie znaczy, że nic ich już nie łączy. Trump może krytykować Europejczyków za to, że są zbyt słabi. Jednak sami Europejczycy zgadzają się, że tacy są. Dlatego chociaż Hunt mówi zperspektywy swojego kraju, to jego wizja wdłuższej perspektywie jest lepsza dla Zachodu. Europa musi stać się przeciwwagą dla USA, ale na razie musi się ich trzymać. Bez względu na to, kto jest usteru.
Grecja wyszła z programu pomocowego. Teraz czas na intensywną prywatyzację