Antyszepiowcy to ofiary zapaści informacyjnej, której częścią jest zapaść wspólnotowa. A gdy nie ma wspólnoty wiedzy, tygrys może być wszędzie – i innym ludziom może zależeć, żebyśmy go nie zauważyli. Więc, po części racjonalnie, antyszczepionkowcy zakładają, że tygrys jest i nas zje - pisze Karolina Lewestam.
Wyobraźcie sobie pięciolinię na białej kartce. A teraz na środku tej pięciolinii ktoś położył biały kawałeczek papieru tak, że jej fragmentu nie widać. I niech nam ktoś to teraz pokaże i zapyta: co widzicie? Odpowiemy natychmiast, że jedną pięciolinię, chociaż jest to podła nieprawda, bo przecież, jak byk, widać na kartce dwa zupełnie osobne kawałki pięciolinii.
A teraz wyobraźcie sobie pusty, biały ekran komputera, na którym pojawia się czarna kropka. Potem kropka znika, ale w ułamku sekundy taka sama pojawia się trzy centymetry dalej. A teraz, kiedy ktoś nas zapyta, co widzimy, powiemy, że kropkę, która się przesunęła – zamiast, zgodnie z prawdą, wyjaśnić, że najpierw tu się pojawiła jakaś kropka, a potem jakaś inna tam. Czemu z nas takie kłamliwe bestie?
To nie kłamstwo, to naturalne; to choroba poewolucyjna. Człowiek jest na zawsze skazany na rozpoznawanie wzorców. Brakujące kawałki pięciolinii automatycznie pojawiają się nam w mózgu; brakujące głoski wskakują w miejsce kropek w słowach takich jak „d…a”. Dzieje się tak, bo w naszym naturalnym środowisku koszt nierozpoznania wzorca (ucho tygrysa plus ogon tygrysa za drzewami zapewne równa się cały tygrys) był ogromny, a koszt dopatrzenia się nieistniejącego tygrysa prawie żaden. I podobnie z założeniem, że za zjawiskami stoi nie zimna fizyka, ale czyjeś działanie – gdy słyszeliśmy trzask gałązki, bezpieczniej było założyć, że miażdży ją czyjaś stopa, niż tkwić w przekonaniu, że trzask jest konsekwencją kombinacji wiatru i wilgoci. Wyszliśmy z wody jako wypławki, a skończyliśmy jako istoty wyposażone w radośnie hiperaktywną detekcję wzorców i działających podmiotów.
>>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP
Reklama