W USA nie ma darmowej edukacji wyższej. Studia z roku na rok kosztują coraz więcej: według danych zbieranych przez organizację non-profit College Board, za studia na uczelni prywatnej w tym roku trzeba było zapłacić średnio 35.830 dolarów za rok szkolny, podczas gdy jeszcze 10 lat temu było to średnio 28.440 tys. dolarów, a w roku szkolnym 1988-1989 zaledwie 17.010 dolarów – kwoty te są skorygowane o poziom inflacji. Żeby ukończyć czteroletnie studia 30 lat temu – czyli w poprzednim pokoleniu – trzeba było więc zapłacić około 68 tys. dolarów, dziś jest to już kwota ponad 143 tysięcy dolarów.

Amerykańscy studenci mają też możliwość studiowania w college’ach stanowych, gdzie edukacja jest dofinansowana z podatków. W tym roku, na kierunkach czteroletnich, za czesne na takich uczelniach trzeba zapłacić 10.230 dolarów za rok (więc prawie 41 tys. dolarów za dyplom), podczas gdy w roku szkolnym 88-89 było to 3.360 dolarów (niecałe 13,5 tys. za czteroletnią naukę).

Warto przy tym zauważyć, że w USA bardzo powszechne są stypendia i granty, dzięki którym czesne jest de facto znacznie niższe. Według danych National Association of College and University Business Officers w 2016 roku tylko 12 proc. studentów prywatnych uczelni płaciło pełną kwotę czesnego. Studenci pierwszych lat mogli liczyć na granty pokrywające 56 proc. opłat – średnio 18 tys. dolarów. Zależy to jednak od uczelni – jak podaje magazyn Time, na najbardziej prestiżowych amerykańskich uczelniach (gdzie czesne przekracza 50 tys. dolarów za rok) pełną kwotę płaciła około połowa studentów.

>>> Czytaj też: Amerykanie zadłużyli się po uszy. Jest gorzej niż przed wybuchem kryzysu

Reklama

Mimo hojnych dopłat większości studentów – ani ich rodziców – nie stać na taki wydatek. Na pomoc przychodzą więc kredyty studenckie, które młodzi Amerykanie zaciągają wierząc w to, że ukończenie studiów pozwoli im na lepiej płatną pracę, co uzasadni ogromny wydatek i zadłużenie, którym obciążonych jest około 70 proc. absolwentów. Według danych zebranych przez portal studentloanhero.com, w 2018 roku absolwenci kończyli studia ze średnim długiem w wysokości 39.400 dolarów, a łącznie Amerykanie z tytułu kredytów studenckich mają do oddania 1,48 biliona dolarów – około 620 miliardów dolarów więcej niż wynosi łączne zadłużenie na kartach kredytowych.

Kredyty te ciągną się za studentami przez lata i często są powodem kłopotów finansowych. Ten typ zadłużenia ma najwyższy odsetek zaległości płatniczych w USA. Do ich zaciągania zachęca polityka rządu federalnego, któr utrzymuje, że ukończenie studiów przełoży się nie tylko na lepsze zarobki, ale też na rozwój gospodarki. Najnowsze badanie opublikowane przez Instytut Rooseveltów wykazało jednak, że to iluzja. We wnioskach czytamy, że wyższe wykształcenie wcale nie daje dziś większych zarobków, a jeśli wykształcenie ma wpływ na wysokość pensji, to tylko dlatego, że pensje osób z wykształceniem średnim spadają. Co więcej, konieczność spłacania kredytu często niweluje korzyść z wyższych zarobków.

Autorzy badania, Julie Marietta Morgan i Marshall Steinbaum, wykazują też, że wbrew standardowym statystykom odsetek młodych osób obciążonych kredytem studenckim rośnie, a negatywne tendencje szczególnie źle wpływają na sytuację ciemnoskórych Amerykanów. Stwierdzają oni, że „według danych z rynku pracy młodsi dorośli – w wieku 25-40 lat – nie osiągają zarobków, które uzasadniałyby posiadane przez nich długi”, czytamy w badaniu.

Autorzy uważają, że negatywne tendencje związane z kredytami studenckimi wiążą się z tym, że pracodawcy zwiększają wymagania dotyczące wykształcenia kandydatów, ale sytuacja na rynku pracy sprawia, że na dyplom tak naprawdę ich nie stać.

Ich praca sugeruje, że „powszechne przekonanie o tym, że kredyty studenckie to niegroźny mechanizm służący polepszaniu życia przeciętnego Amerykanina, jest fundamentalnie błędne”, a politycy powinni podjąć kroki ku temu, żeby drastycznie ograniczyć wykorzystywanie tego środka i zmniejszyć obciążenie finansowe obecnych dłużników.

Według danych Bloomberga rośnie nie tylko wartość zaciąganych przez studentów kredytów, ale również ich oprocentowanie. W tym roku wyniosło ono 5 proc., co jest najwyższym poziomem od 2009 roku. A studenci i absolwenci obciążeni długami są zmuszeni do ograniczania wydatków, co może z kolei obciążać gospodarkę. Kredyty studenckie sprawiają, że młodzi odkładają na później decyzję o zakupie mieszkania czy domu – w 2017 roku szesnaście procent pracowników w wieku 25-35 lat mieszkało z rodzicami.

>>> A jak jest w Polsce? Polecamy: BGK: ponad 3,7 tys. studentów skorzystało z kredytów studenckich na lata 2017-2018