ikona lupy />
Media / Dan Barnett

Wielu ekspertów twierdzi, że tzw. “challenger banki” to nadmuchane baloniki. Że jeśli już, to są one marketingowymi i technologicznymi nakładkami na regularne usługi bankowe, znane od lat. Jest w tym źdźbło prawdy?

Jasne, to prawda, że challenger banki oferują mnóstwo tych samych rodzajów produktów, jakie mają w swoim portfolio wielkie banki. Jednak zasadnicze różnice między “starymi” a “nowymi” widać, gdy popatrzymy na technologię, kulturę organizacji i infrastrukturę – tu już nie ma mowy o jedynie marketingowym chwycie. Budowanie nowego banku od zera dało nam okazję na postawienie klienta w centrum wszystkiego. I robimy to w łatwo zauważalny sposób: stworzyło nas 11 tysięcy współzałożycieli, z którymi spotykamy się regularnie i od których słyszmy czego dokładnie oczekują od swojego banku. Identyfikowaliśmy problemy ludzi z zarządzaniem pieniędzmi i pod to szykowaliśmy konkretne rozwiązania w postaci usług. Ile dużych banków może tak powiedzieć o sobie?

Reklama

Zapewne bardzo niewiele.

Właśnie. To oznacza, że podczas gdy niektóre nasze produkty są podobne, to drogi do ich stworzenia i rozwiązania zaszyte w usługach aplikacji wokół tych produktów są już diametralnie różne.

Dlaczego w ogóle narodziły się neobanki? Bo klienci byli na to gotowi czy może weterani bankowości stracili swoją pionierską drapieżność i głód sukcesu?

Challengerzy narodzili się z potrzeby na nowy rodzaj banku – takiego identyfikującego prawdziwe problemy konsumentów i dostarczającego faktycznych rozwiązań. Era otwartej bankowości przyniosła masę okazji, obserwujemy generalną zmianę w postawach i regulacjach. Możliwość zmiany banku w kilkadziesiąt godzin i dzielenia się danymi finansowymi z zaufanymi podmiotami trzecimi oznacza, że ludzie dokonują szybkich, łatwych decyzji w zarządzaniu swoimi finansami. Zmiana banku dziś to nie biurokratyczna mordęga, a kwestia wyboru zestawu usług, realizującego nasze potrzeby.

Głód nie ma tu nic do rzeczy?

Starzy gracze mają swoje wyzwania – utknęli w miejscu na poziomie podwalin swoich systemów, utrudniających im sprawną transformację i migrację. Widzimy, że próbują się adaptować do nowych warunków ale często oznacza to szamotaninę. Niektórzy nawet próbują odpalić własnych, cyfrowych challengerów, tak jak to widzimy w RBS i jego koncepcie Bó. Ale dla starych banków niesie to za sobą nowy zestaw wyzwań.

To może zamiast budować, duże banki powinny wykupić Tandem i jemu podobne?

Będziemy obserwować także i ten trend. Jednak uważam, że wielu challengerów zostanie na długo. Zobaczymy z ich strony wielkie projekty i osiągnięcia, tworzące kanon nowego rodzaju banków.

Niektóre banki, nie tylko w Polsce, wydają się szybko łapać nowe reguły gry. Będzie globalne zwarcie na linii pretendenci-weterani?

Globalnie, bankowość jest tak masowym rynkiem, że paradoksalnie rywalizacja nie jest tak ostra jak to mogłoby się wydawać. Nawet te rzekomo „globalne” banki nie są w rzeczywistości tak globalne. Zawsze będą napięcia na linii stare-nowe ale pod koniec dnia klienci skumulują się wokół banku, odpowiadającego na ich potrzeby. A każdy z nas ma je nieco inne.

Pewne jest, że wy jesteście naprawdę dobrzy w grę pt. cyfrowy bank. A jak sobie poradzicie ze zwykłym analogowym zdobywaniem zaufania? Taki RBS pracuje na to od niemal 300 lat…

Każdy może ściągnąć naszą bankową aplikację. Jest darmowa, łatwa w obsłudze. I tu zaczyna się magia – gdy ludzie widzą zestaw narzędzi jakie im dajemy np. agregację kont, wydatki w trybie real-time, analitykę – to buduje zaufanie. Wówczas ktoś może zdecydować się pójść krok dalej i wybrać naszą kartę kredytową czy otworzyć rachunek oszczędnościowy, rozumiejąc zalety naszej oferty. Bądźmy szczerzy: zaufanie zdobywa się najłatwiej wówczas, gdy ma się świetny produkt.