Trzydziestolatkowie często nie są przygotowani do zarządzania ludźmi w organizacjach. Nie rozumieją młodszych pracowników i nierzadko z góry oceniają ich negatywnie – uważa ekspert zarządzania kapitałem ludzkim Krzysztof Tarka. Jego zdaniem winny temu jest m.in. kryzys ekonomiczny.

Ekspert zarządzania kapitałem ludzkim Krzysztof Tarka podkreślił, że takie wnioski płyną z badania "Biznes – Ludzie" Tarka Executive's. Wyjaśniał, że wzięli w nim udział decydenci, m.in. prezesi firm, rektorzy uczelni czy szefowie znanych fundacji. "Badanie pokazało, że nie najlepiej oceniają oni młodych pracowników, po dwudziestym roku życia. Decydenci zwracają uwagę, że młodzi są niezdeterminowani, nielojalni i mało przedsiębiorczy" – wyliczał.

"Zastanawialiśmy się, z czego wynika ta niska ocena. Przecież prezesi rzadko bezpośrednio współpracują z młodymi osobami. Okazało się, że takie informacje przekazują im menedżerowie liniowi i średniego szczebla, głównie trzydziestolatkowie, osoby, które nadzorują pracę młodych osób. Informacja negatywna, tak twierdzą działy personalne, służy do ukrycia własnej bezradności w kontaktach z młodym pracownikiem.

Problem leży nie tylko w młodych pracownikach, ale także w menedżerach, którzy nie potrafią pracować z ludźmi, szczególnie tymi odmiennymi od nich samych. 30-latkowie nie są również przygotowani do rozpoznawania i wykorzystywania talentów innych. Ktoś, kiedyś obsadził ich na stanowiskach kierowniczych, ale nie przygotował solidnie do zarządzania. Nie rozumieją oni podstawowych rzeczy, jak motywacja danego pracownika do pracy, kwestia talentów czy potrzeba różnorodności w zespole" – stwierdził.

Zdaniem eksperta winny temu jest kryzys ekonomiczny. "Spowodował on wyrzucenie z pracy ówczesnych kluczowych menedżerów, 40– i 50-latków, bo byli oni bardzo drodzy, mieli pensje i pakiety przedkryzysowe. W ten sposób przerwano ciągłość w zarządzaniu. Zwolnienia spowodowały, że nie było szans na przygotowanie ówczesnego średniego szczebla do przejęcia kierowniczych ról decydentów" – uważa Tarka.

Reklama

Zauważył, że teraz, po kryzysie, firmy rzadziej inwestują w kadrę średniego szczebla. "Nie są kierowane do nich odpowiednie szkolenia, nie daje im się opiekunów, nie poświęca czasu na wsparcie. Firmy po prostu przyzwyczaiły się, że nie trzeba na to wydawać pieniędzy. Wyszły z założenia, że skoro w czasie kryzysu nie było środków na ludzi i jakoś to wszystko działało, to po co to robić teraz, w teoretycznie w lepszych czasach" – powiedział Tarka.

Jego zdaniem, aby lepiej wykorzystać potencjał młodych, firmy powinny sięgnąć po doświadczonych menedżerów. "Tych zwolnionych w czasie kryzysu na rynku nie brakuje. Z naszego raportu wynika, że starsi pracownicy lepiej dogadują się z młodszymi kolegami. Młodzi pracownicy w naturalny sposób traktują ich jak ojców czy matki. Takie rozwiązanie może być korzystne również dla 30-latków, którzy będą mieli od kogo się uczyć zarządzania" – zaznaczył ekspert.

Odniósł się również do kwestii systemu wynagrodzeń w firmach. Jego zdaniem należy go przebudowywać tak, by pasował do "warstw wiekowych". "Moim zdaniem systemy wynagrodzeń, które my sami budowaliśmy na przełomie XX i XXI w. nie przystają do obecnych czasów i nie działają odpowiednio motywująco na 20-latków. 20-latek powinien zarabiać inaczej od 30-latka, a 30-latek inaczej niż 40-latek czy 50-latek. Nie chodzi tutaj tylko o wysokość wynagrodzenia. Z badań wyszło nam, że 20-latkowie mają skrajnie odmienny stosunek do pieniędzy niż ich starsi koledzy, np. 30-latkowie. Często młodzi zamiast premii w formie gotówki woleliby np. wycieczkę za granicę" – wyjaśniał Tarka.

Z kolei dla starszych pracowników – kontynuował – motywacją może być odpowiedni dodatek do emerytury. "Stosunkowo łatwo sprawdzić, czego dana warstwa wiekowa potrzebuje i stworzyć adresowane do niej rozwiązania. Trzeba się tylko odważyć na ten krok albo zatrudnić doradcę" – dodał.

Według eksperta znaczącym problemem polskiej gospodarki, związanym z brakiem ciągłości w zarządzaniu, jest brak prawdziwej sukcesji. "Zarówno w korporacjach, fundacjach, jak i w firmach prywatnych. Tam dzieci po prostu nie chcą przejmować firm od swoich rodziców lub przez długi czas nie są do władzy dopuszczane, podobnie jak menedżerowie przez prezesów" – mówił. Co do polskich i rodzinnych firm, to uważam, że należy zacząć o tym myśleć wtedy, kiedy dziecko ma 14-15 lat, a nie staje się powoli podstarzałym 30-, 40-latkiem. Pracujemy nad tym, aby przygotować odpowiedni program pilotażowy. Chcemy pomóc zamożnym rodzinom, żeby nie traciły swoich interesów i by zostawały one w polskich rękach" – powiedział Tarka.

Paweł Żebrowski