Rząd Węgier jest w trudnej sytuacji po incydencie w Cieśninie Kerczeńskiej, bo jeśli nie ustąpi ws. mniejszości węgierskiej na Ukrainie, zostanie oskarżony o sprzyjanie Rosji, a jeśli ustąpi, sprzeniewierzy się swej polityce – pisze we wtorek prasa węgierska.

„(…) także węgierski rząd jest w trudnej sytuacji: jeśli nie ustąpi Ukraińcom, sojusznicy zarzucą mu, że służy rosyjskim interesom. A jeśli wypuści rękę Węgrów z Zakarpacia, sprzeniewierzy się swej dotychczasowej polityce i wyborcom" – pisze w prorządowym dzienniku „Magyar Hirlap” komentator Tamas Ulicza, nawiązując do węgiersko-ukraińskiego sporu wokół ukraińskiej ustawy o oświacie.

Spór trwa od jesieni 2017 roku, gdy ukraiński parlament przyjął tę ustawę. Budapeszt twierdzi, że uderza ona w prawa mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu, gdyż ogranicza prawo do nauczania w języku ojczystym. Z powodu sporu Węgry blokują m.in. posiedzenia Komisji NATO-Ukraina na najwyższym szczeblu.

Według Uliczy w związku z incydentem w Cieśninie Kerczeńskiej powstała sytuacja „Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”.

„Moskwa powoli odkrawa kolejne kawałki Ukrainy, na co prezydent Petro Poroszenko nie może patrzeć z założonymi rękami, ale nie jest w stanie zrobić nic, dopóki nie będzie czuł za sobą pełnego poparcia NATO. Do tego zaś powinien przystać na węgierskie żądania w kwestii praw mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu, czego Kijów nie może uczynić, nie ustępując także mniejszości rosyjskiej” – podkreśla komentator.

Reklama

Zastrzega przy tym, że gest pod adresem mniejszości rosyjskiej byłby dla ukraińskiego kierownictwa bardzo niebezpieczny wobec zbliżających się wyborów prezydenckich na Ukrainie.

„Naszą ojczyznę i Europę czeka trudny okres: wielkie mocarstwa praktycznie przymykają oko na to, że Rosja podważa granice, najpierw w przypadku Gruzji, a potem Ukrainy. Bardzo możliwe, że Węgry staną znów przed takimi dylematami jak w XX w. i będą miały szansę wyciągnąć wnioski z błędów” – pisze Ulicza.

Po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej w XX w. Węgry straciły na mocy Traktatu w Trianon z 1920 r. 2/3 swego terytorium i wraz z tym 1/3 ludności. Chcąc odzyskać te tereny, przystąpiły do II wojny światowej po stronie Niemiec.

„Nie wolno nam sądzić, że jeśli któreś z mocarstw coś nam proponuje, to nie będziemy musieli za to zapłacić, nie możemy zostawić samych sobie Węgrów z państw ościennych, jak zrobiła to ekipa (komunistycznego przywódcy Janosa) Kadara, i nie możemy sądzić, że bez silnej armii ktokolwiek poważnie nas potraktuje” – czytamy.

Autor kończy swój wywód konstatacją, że w sąsiedztwie Węgier trwa walka szermiercza, w której Węgry też mogą dostać kilka cięć i „węgierskiej dyplomacji nie będzie łatwo ustrzec naszej ojczyzny przed jej pogrzebaniem w pojedynku gigantów”.

Komentator innego prorządowego dziennika „Magyar Idoek” Levente Szitkai pisze zaś, że „w dalekiej perspektywie można sobie wyobrazić dowolny rozwój sytuacji, ale Ukraina jest zbyt cenna i ma zbyt istotne położenie strategiczne, by móc żyć w prawdziwym pokoju i być całkowicie niezależną od zagranicznych wpływów”.

Lewicowe „Nepszava” ocenia zaś, że z powodu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego nabiera szczególnej aktualności szczyt ministrów spraw zagranicznych państw NATO w przyszłym tygodniu w Brukseli, „zwłaszcza jeśli odbędzie się też szczyt NATO-Ukraina”.

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska

>>> Polecamy: Putin wraca na front. Prezydent Rosji rozpoczął nową fazę wojen