Najpierw się ucieszy, a potem… przestanie aż tyle oszczędzać. To zjawisko, nazywane efektem wypychania, łączy oczekiwania dotyczące majątku emerytalnego (sumy przyszłych świadczeń emerytalnych) z bieżącymi decyzjami dotyczącymi oszczędności dobrowolnych.
Skala zjawiska jest trudna do oszacowania z danych, o czym pisał już William Gale (Brookings Institution) w latach 90. Ludzie zapobiegliwi, w wysokim stopniu ceniący sobie komfort przyszłej konsumpcji, będą oszczędzać więcej niż ci, dla których liczy się raczej tu i teraz. Ale też ludzie zapobiegliwi będą mieli wyższe majątki emerytalne niż lekkoduchy. Z tego powodu miary efektu wypychania uzyskane z obserwacji zachowań obywateli będą najczęściej zaniżone. Jak go więc poprawnie zmierzyć.
Większość literatury empirycznej próbuje wykorzystać tzw. naturalne eksperymenty. Orazio Attanasio i Susannah Rohwedder (University College London) wykorzystali zmiany wysokości świadczeń emerytalnych w Wielkiej Brytanii, a później wspólnie z Agar Brugiavini (Ca’ Foscari University of Venice) we Włoszech. W ich poprawnie skonstruowanym badaniu substytucja pomiędzy naszymi dobrowolnymi oszczędnościami prywatnymi a majątkiem emerytalnym mieści się w przedziale 0,4–0,75, czyli jedna złotówka więcej świadczenia na emeryturze to ok. 40–75 groszy mniej oszczędności dzisiaj. W tym samym przedziale plasują się wyniki wielu innych podobnych badań. Michał Myck (CenEA) i Marta Lachowska (Upjohn Institute) przeanalizowali pod tym kątem skutki reformy powszechnego systemu emerytalnego z 1999 r. Uzyskali oszacowania na poziomie ok. 30 groszy na złotego, choć z uwagi na formę przekazu informacji o reformie w 1999 r. i na naturę reformy, w tym przypadku należało się spodziewać niewielkiej reakcji po stronie oszczędności. Istnieje też kilka badań empirycznych wskazujących na niższy poziom substytucji pomiędzy prywatnymi oszczędnościami a majątkiem emerytalnym. Na przykład Raj Chetty (Harvard), korzystając z danych administracyjnych z Danii, nie znajduje dowodów na potwierdzenie efektu wypychania.
Reklama
Tak naprawdę nie wiemy nigdy, jaki plan na oszczędzanie mają obywatele. Nie znając ich strategii, tylko w krajach o pełnych danych administracyjnych możemy zobaczyć „wszystkie” oszczędności: w Polsce, w Wielkiej Brytanii czy we Włoszech w ogóle brak dobrych danych o oszczędzaniu. Z tego względu należy być bardzo ostrożnym w formułowaniu ogólnych sądów na temat rozmiaru efektu wypychania. Co więcej, te kontrowersje i problemy dotyczyły mierzenia efektu, który już miał miejsce, to znaczy, że mamy już dane o tym, w jakiej skali się zmaterializował.
Jak oszacować wielkość efektu wypychania, który ma dopiero nastąpić?
Można próbować wybrać jakieś badanie empiryczne. Można też podejść do problemu tak, jak zrobiliśmy to w GRAPE. Posłużyliśmy się strukturalnym modelem gospodarki, tj. takim, który pozwala wyizolować relacje pomiędzy konkretnymi procesami w gospodarce. Przy projektowaniu samolotów nie wkłada się do tunelu aerodynamicznego dreamlinera, tylko jego model. Tak samo w ekonomii: konstruujemy uproszczony zestaw powiązań, skalibrowanych tak, by replikowały to, co obserwujemy w gospodarce. Nasz model zawiera elementy, których wprowadzenie postulował przywołany już Gale, np. ludzie są zróżnicowani pod względem edukacji finansowej, wykształcenia, zamożności, cierpliwości itd. Faktycznie wykształceni, zamożni, cierpliwi, rozumiejący podstawy działania rynków finansowych cechują się zdecydowanie wyższym efektem wypychania niż reszta społeczeństwa.
Co wyszło w naszym badaniu? Gdy przyjmiemy dopasowane do danych wzorce oszczędzania Polaków, nasz model sugeruje efekt wypychania z pracowniczych planów kapitałowych na poziomie ok. 73 proc. Około 25 proc. ludzi bez PPK nie oszczędzałoby w ogóle na emeryturę i dla nich efekt wypychania nie występuje. Dla pozostałych instrument ten jest atrakcyjny (bo niżej opodatkowany niż „normalne” oszczędności), ale koszty fiskalne jego realizowania przewyższają te korzyści. Wśród osób z wysokim poziomem wiedzy ekonomicznej złoty w PPK oznacza spadek oszczędności o 1 zł. Czy to niemożliwy wynik? Myck i Lachowska raportują, że poziom substytucji pomiędzy oszczędnościami dobrowolnymi a majątkiem emerytalnym zgromadzonym w publicznym systemie wynosi dla osób z wyższym wykształceniem 100 proc. (kiedy średnio wynosił 30 proc.).
Polska to nie Włochy, przyszłość to nie przeszłość – trzeba by mieć szklaną kulę, by wiedzieć, ile dokładnie wyniesie efekt wypychania wprowadzenia PPK. Jednakże posługiwanie się odpowiednimi narzędziami daje solidny punkt zaczepienia do oceny polityki gospodarczej. Chyba lepszy niż pobożne życzenia i wróżby autorów reformy.