W wywiadzie dla PAP na marginesie trzecich polsko-brytyjskich konsultacji międzyrządowych, Hunt przyznał, że w przypadku załamania się negocjacji ze Wspólnotą konieczne byłoby zmierzenie się z szeregiem "poważnych, krótkoterminowych wyzwań". Wyraził jednocześnie przekonanie, że Wielka Brytania "znalazłaby sposób, aby je przezwyciężyć" i "nie ma wątpliwości, że na dłuższą metę mogłaby dobrze prosperować".

Jak jednak stanowczo zastrzegł Hunt, "to nie jest naszym celem i nie byłoby dobre dla żadnej ze stron" i miałoby także poważne konsekwencje dla relacji między Wielką Brytanią a Kontynentem.

"Jasno ostrzegaliśmy naszych przyjaciół w UE, że dla nich duże ryzyko związane z brakiem umowy (wyjścia z UE) jest takie, że zatrułoby stosunek Brytyjczyków do państw UE na pokolenie" - ocenił.

Szef brytyjskiej dyplomacji podkreślił, że taki scenariusz jest "absolutnie do uniknięcia". "Nie ma żadnego powodu, aby w tym niestabilnym świecie państwa, które są przyjaciółmi, tworzyły (przeciwko sobie) bariery w handlu" - wskazał. Wyraził nadzieję, że uda się uzyskać porozumienie, które rząd będzie w stanie przeprowadzić przez parlament. "Ciężko nad tym pracujemy" - dodał.

Reklama

Mniejszościowy rząd premier Theresy May zmaga się od tygodni z problemami z uzyskaniem poparcia większości parlamentarnej, niezbędnej do wejścia w życie proponowanego porozumienia z UE. Posłowie mieli pierwotnie głosować w tej sprawie 11 grudnia, ale szefowa rządu wycofała się z tych planów i odłożyła głosowanie w czasie na trzeci tydzień stycznia, gdy okazało się, że nie miała szans na zwycięstwo.

Zdaniem ekspertów May miała minimalne szanse na zwycięstwo. Swój sprzeciw w sprawie porozumienia z UE zapowiedziały nie tylko wszystkie partie opozycyjne, ale także nawet około 100 deputowanych rządzącej Partii Konserwatywnej oraz 10 posłów północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistów (DUP), którzy wspierali dotychczas gabinet May.

Przeciwnicy obecnego projektu umowy w sprawie Brexitu domagają się m.in. usunięcia lub ograniczenia czasowego tzw. mechanizmu awaryjnego dla Irlandii Północnej (ang. backstop), który w razie braku wynegocjowania innego rozwiązania zmusiłby cały kraj do pozostania w unii celnej i części wspólnego rynku UE, a także mógłby doprowadzić do powstania różnic regulacyjnych między Wielką Brytanią a Irlandią Północną. Unioniści sugerują, że to byłoby nieakceptowalnym naruszeniem integralności Zjednoczonego Królestwa.

Brytyjski minister podziękował jednocześnie władzom w Warszawie za okazane wsparcie w trakcie negocjacji, zaznaczając, że "Polska była wielkim przyjacielem Wielkiej Brytanii" i zapewniając, że to "zostanie zapamiętane".

Pytany o pojawiającą się krytykę unijnych liderów, dotyczącą ich braku elastyczności i używania prowokacyjnego języka wobec Londynu, Hunt podkreślił, że "to nie jest tak, jak mówi regularnie Komisja Europejska, że to jedynie Wielka Brytania musi dokonać pewnego wyboru".

"Tu chodzi też o dokonanie wyboru przez UE, a decyzje, które będą podjęte w ciągu następnych trzech miesięcy będą miały dogłębne, długoterminowe konsekwencje dla relacji pomiędzy Wielką Brytanią a Wspólnotą" - zastrzegł.

"My oferujemy bliskie partnerstwo (po Brexicie) (...), ale - jak w przypadku każdych negocjacji - do tanga trzeba dwojga" - podkreślił Hunt.

Szef MSZ bronił także proponowanych zmian w polityce migracyjnej, które znacząco ograniczyłyby dostęp do brytyjskiego rynku pracy osobom o niższych kwalifikacjach. Zgodnie z przedstawionymi planami takie osoby mogłyby się ubiegać jedynie o 12-miesięczne wizy, a w trakcie pobytu nie miałyby prawa do zasiłków społecznych ani nie uzyskiwałyby prawa do stałej rezydencji.

To radykalna zmiana w porównaniu z dotychczasową swobodą przepływu osób w granicach UE, w ramach której do W. Brytanii przyjechało ok. miliona Polaków. Organizacje pozarządowe, jak East European Resource Centre, alarmowały, że nowy reżim migracyjny mógłby doprowadzić do zwiększenia ryzyka wyzysku pracowników gotowych zaakceptować gorsze warunki pracy i mieszkania w celu zmaksymalizowania oszczędności w trakcie krótkiego pobytu w kraju, a także utrudniłby integrację migrantów z brytyjskim społeczeństwem.

Hunt zapewnił jednak, że każdy pracodawca, który naruszy swoje zobowiązania wobec pracowników poniesie konsekwencje prawne.

"To, co próbujemy osiągnąć w kraju, to uporządkowanie debaty o imigracji - tak, aby każdy czuł się tu mile widziany, ale jednocześnie, abyśmy osiągnęli konsensus społeczny wokół tej kwestii" - zauważył minister. "Jedną z być może niespodziewanych konsekwencji Brexitu jest to, że sondaże wskazują, że Wielka Brytania stała się jednym z najbardziej przyjaznych państw dla imigrantów. To wynika z tego, że ludzie mają poczucie, że odzyskają kontrolę nad polityką migracyjną i będą mogli na nią wpływać w wyborach parlamentarnych, co nie jest możliwe w innych europejskich krajach" - argumentował polityk.

Wyraził przy tym nadzieję, że "w ten sposób pozbędziemy się toksycznego tonu debaty migracyjnej, która była tak dzieląca społeczeństwo w wielu krajach Europy, w tym także - przed Brexitem - w Wielkiej Brytanii".

"Będziemy oczywiście prowadzili dyskusje, tak jak odbywa się to w Kanadzie, Australii czy Stanach Zjednoczonych, na temat właściwej równowagi pomiędzy potrzebami biznesu i tym, co jest odpowiednie dla kraju ze społecznego punktu widzenia - zapowiedział. - Mam jednak silne przekonanie, że Brytyjczycy są otwarci na migrację i chcą jej, ale w tempie, które mogą kontrolować i które nie wywołuje w nich poczucia, że proces ten ma destabilizujący wpływ na ich sposób życia". Szef brytyjskiego MSZ dodał, że takie obawy pojawiają się nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i w całej Europie.

Odnosząc się do polsko-brytyjskiej współpracy w zakresie polityki zagranicznej, Hunt zwrócił szczególną uwagę na kwestię przeciwdziałania destabilizującym posunięciom ze strony Rosji. Wskazał, że stanowiska Polski i Wielkiej Brytanii w tej sprawie są tożsame.

"Za sprawą swojej długiej i bardzo trudnej historii Polska ma świadomość tego, co może pójść nie tak, kiedy Rosja staje się agresywna i ekspansywna, rozumiejąc, tak samo jak Wielka Brytania, że jedynym sposobem na powstrzymanie tego jest okazanie siły" - tłumaczył PAP minister.

Szef resortu dyplomacji wskazał na istotne zmiany w rosyjskiej polityce zagranicznej na przestrzeni ostatnich 10 lat, przypominając m.in. o wojnie w Gruzji, trwającym konflikcie na Ukrainie i marcowej próbie zabójstwa byłego pułkownika GRU i współpracownika brytyjskiego wywiadu Siergieja Skripala, a także późniejszej próbie cyberataku na Organizację ds. Zakazu Broni Chemicznej w Hadze.

"To kraj, który w tym momencie prowadzi politykę zagraniczną opartą o tworzenie i czerpanie korzyści z niestabilności. (...) Nie chcemy, aby Rosja była w takim położeniu; chcemy, żeby była szanowanym członkiem społeczności międzynarodowej (...), ale w tym momencie zdecydowano się na obranie innego kierunku" - zaznaczył Hunt.

Jednocześnie minister podkreślił, że w celu skutecznego przeciwdziałania zagrożeniu ze strony Moskwy konieczna jest bliska współpraca państw demokratycznych. Wskazał w tym kontekście na istniejący sojusz Wielkiej Brytanii, Polski i Stanów Zjednoczonych.

"Nigdy nie chodzi o eskalację napięć z Rosją, ale zadbanie o to, że kiedy (Kreml) zachowuje się w ekspansywny sposób, to za każdym razem koszt takich działań jest wysoki. Nasza reakcja musi być przemyślana i rozważna, ale także silna" - oświadczył brytyjski minister.

Pytany o polsko-brytyjską współpracę w ramach tzw. procesu berlińskiego, który wspiera integrację państw Bałkanów Zachodnich z UE, Hunt przyznał, że to "papierek lakmusowy" pozwalający na ocenę zachowania Rosji, która - jak ocenił - uznaje ten region "za swoje podwórko".

"Wiemy, że kiedy tylko powstanie jakaś próżnia, to Rosja spróbuje ją wykorzystać. Bałkany Zachodnie są w tym kontekście dla nas papierkiem lakmusowym, bo to być może najważniejszy region, w którym Rosja podejmuje wysiłki mające na celu wpływanie na procesy demokratyczne w innych krajach za sprawą działań w sieci" - powiedział Hunt. "Musimy to zatrzymać i (...) to jedna z głównych kwestii, w których możemy pracować razem" - podkreślił.

51-letni Hunt objął stanowisko szefa MSZ w lipcu br., a wcześniej sprawował urząd ministra zdrowia nieprzerwanie od 2012 roku, mając najdłuższy staż na tym stanowisku w historii. W latach 2010-2012 polityk był ministrem kultury, mediów i sportu w rządzie Davida Camerona, odpowiadając m.in. za przygotowanie igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku.

W kampanii przed referendum w sprawie wyjścia W. Brytanii z UE był zwolennikiem pozostania we Wspólnocie, ale w kolejnych miesiącach zmienił stanowisko w tej sprawie, popierając decyzję podjętą przez wyborców. Obecnie jest także wymieniany jako jeden z kandydatów do zastąpienia w przyszłości premier May na stanowisku szefa rządu.

>>> Czytaj też: Wielka Brytania na równi pochyłej. Brexit zabije globalną strategię, którą Londyn stosował od pokoleń