Centrowy dziennik "The Times" ocenił, że próba odwołania rządu May była "ślepą uliczką" i "w brexitowym labiryncie (...) prowadziła naród głębiej w jego środek".

"Złożony przez Partię Pracy wniosek o wotum nieufności (...) odwracał jedynie uwagę (od istotnych kwestii), marnując cenny czas, którego mamy coraz mniej" - podkreślono.

Gazeta zaznaczyła, że jest "mało prawdopodobne", by postulowane przez opozycję przedterminowe wybory "znacząco zmieniły parlamentarną arytmetykę".

"Jest pewnym osiągnięciem, że Partia Pracy wciąż znajduje się (w sondażach) za pogrążonym w chaosie rządem, który (...) przegrał głosowanie nad kluczowym elementem swojego programu. W tym okresie bezprecedensowych wydarzeń politycznych to zapewne bezprecedensowo kiepskie wyniki opozycji" - napisano.

Reklama

"Nie ma innej alternatywy niż poszukiwanie planu, który zdobyłby poparcie tego parlamentu. Jeśli to się nie powiedzie, to wybór zawęży się do dwóch opcji: wyjścia (z UE) bez umowy lub ponownego zwrócenia się do wyborców. W ostatnich trzech latach w brytyjskiej polityce wypowiedziano wiele słów, ale wykazano bardzo mało przywództwa" - oceniono.

Konserwatywny "Telegraph" opublikował artykuł byłego szefa kancelarii May Nicka Timothy'ego, według którego wydarzenia ostatnich dni wskazują, że nie ma żadnych szans na przegłosowanie projektu umowy przedstawionego przez szefową rządu ani na opuszczenie Wspólnoty bez umowy.

Eurosceptyczny polityk ostro zaatakował proeuropejskich posłów Partii Konserwatywnej, oceniając ich próby powstrzymania brexitu jako "niedemokratyczne".

"Posłowie, którzy przez ostatnie dwa lata zaprzeczali, że chcą odwrócić wynik referendum, którzy skarżyli się na to, że byli nazywani +buntownikami+, choć wszczynali bunt przeciwko rozwiązaniu, które kiedyś obiecali zrealizować, i +sabotażystami+, choć sabotowali decyzję ludzi, aby opuścić Wspólnotę - teraz pokazują swoje prawdziwe zamiary" - napisał.

Jak ostrzegł, "konsekwencje ich działań będą daleko idące", bo mogą być nie tylko odwołani przez swoje lokalne struktury partyjne, ale i "mierzą się z wyborczą karą ze strony wyborców".

"Ryzykują podzielenie partii przez trwałe pęknięcie. Może ich to na razie nie obchodzić i mogą być podekscytowani ideą dołączenia (w przyszłości - PAP) do nowej, centrowej partii, ale zatruwają w ten sposób naszą politykę. Wyborcy, którzy głosowali za brexitem, nie wybaczą ani nie zapomną ich zdrady" - podkreślił.

Krytyczny był również tabloid "The Sun", który ocenił, że Theresę May czeka "spacer po cienkiej linie, kiedy będzie decydować, czy trzymać się zobowiązania do stworzenia +globalnej Wielkiej Brytanii+ lub zgodzenia się na stałą unię celną z UE i podzielenie Partii Konserwatywnej na zawsze". ("Globalna Wielka Brytania" to koncepcja geopolityczna polegająca na przesunięciu środka ciężkości w brytyjskiej polityce handlowej i zagranicznej poza Europę.)

Gazeta dołączyła się jednak do ostrzeżeń ze strony Timothy'ego, pisząc, że taki ruch ze strony szefowej rządu "wyobcowałby wielu popierających brexit posłów, podzielił torysów na zawsze i zagwarantował powstanie rządu (lidera opozycyjnej Partii Pracy Jeremy'ego) Corbyna, którego wszyscy zdrowi na umyśle ludzie chcieliby uniknąć".

"Panikujący zwolennicy pozostania w UE mogą sobie ją prosić o zmiękczenie brexitu, ale jakim kosztem? Marksizm (Corbyna) wyrządzi Wielkiej Brytanii znacznie większe szkody niż bezumowne wyjście (ze Wspólnoty)" - napisano.

Liberalny "The Guardian" skupił się natomiast na tym, że środowe zaproszenie ze strony May do ponadpartyjnych negocjacji w sprawie brexitu jest "bezwartościowe (...) bez dowodów na to, że jest gotowa na kompromisy dotyczące sedna sprawy".

"Downing Street wciąż formalnie wyklucza pomysł unii celnej z Unią Europejską, choć zmiękczenie tego stanowiska zmieniłoby dynamikę dyskusji z Partią Pracy i proeuropejskimi politykami Partii Konserwatywnej. To rozwiązanie samo w sobie nie rozwiązuje przeszkód w Izbie Gmin ani problemów dotyczących granicy w Irlandii, ale jest podstawą dla jakiegokolwiek porozumienia ws. brexitu, które ma szansę na osiągnięcie tych celów" - napisano.

Jak jednak podkreślono, "ten proces wymaga wydłużenia okresu (wyjścia z UE) na mocy artykułu 50" traktatu o UE , bo "nawet już istniejące modele brexitu wymagają dodatkowej legislacji, na co potrzeba czasu". "Niechęć premier do przyznania choćby tego jest kolejnym symptomem jej oderwanego od rzeczywistości uporu" - napisano.

Brytyjska Izba Gmin odrzuciła w środę złożony przez opozycyjną Partię Pracy wniosek o wotum nieufności dla rządu Partii Konserwatywnej. May utrzymała się na stanowisku jedynie dzięki głosom północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistów (DUP).

Wcześniej, we wtorek, parlamentarzyści zagłosowali przeciwko proponowanemu przez rząd projektowi umowy o zasadach wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Przeciwko propozycji głosowało aż 432 posłów przy zaledwie 202 głosach poparcia (przewaga 230 głosów). Tak wysokiej parlamentarnej porażki urzędującego brytyjskiego premiera nie było od ponad 100 lat.

W razie braku większości dla umowy proponowanej przez May lub jakiegokolwiek alternatywnego rozwiązania Wielka Brytania automatycznie opuści UE o północy z 29 na 30 marca bez umowy na mocy procedury wyjścia opisanej w art. 50 traktatu UE.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)