Rząd Kanady wdraża plan przeciwdziałania ingerencji w wybory federalne, które odbędą się w październiku. Próby wpływania na proces wyborczy będą ogłaszane publicznie.

W tym tygodniu poinformowano, że plan monitorowania zakłada zarówno uczulanie wyborców na dezinformację, jak i przeciwdziałanie ingerencji w wybory. Specjalna pięcioosobowa grupa wysokich urzędników państwowych ma otrzymywać każdą informację o próbach ingerencji czy dezinformacji, zewnętrznej i wewnętrznej. Jeśli panel uzna, że pojawia się zagrożenie, będzie informować premiera, partie polityczne i kanadyjską komisję wyborczą, następnie przekaże te informacje mediom.

Publiczna telewizja CBC informowała, że według urzędników do konferencji prasowych miałoby dochodzić w przypadkach poważnych, jak fałszywe materiały czy hakowanie maili.

Jak powiedziała minister ds. instytucji demokratycznych Karina Gould, ze względu na członkostwo Kanady w NATO oraz w grupie Pięciorga Oczu - sojuszu wywiadów Australii, Kanady, Nowej Zelandii, USA i Wielkiej Brytanii - "naiwnością byłoby sądzić", że Kanada nie będzie celem ataków.

Rządowa grupa ds. bezpieczeństwa wyborów była zapowiadana od miesięcy. W listopadzie 2018 roku minister obrony Harjit Sajjan mówił w wywiadzie dla agencji Canadian Press, że rząd planuje działania zarówno dotyczące edukacji obywateli, jak i zmian w polityce obronnej.

Reklama

W grudniu ubiegłego roku szef kanadyjskiej agencji wywiadu CSIS David Vigneault ostrzegał publicznie, że działalność wrogich państw może podkopywać system demokratyczny i instytucje. W tym samym czasie rządowa agencja zajmująca się cyberbezpieczeństwem opublikowała raport, w którym podkreślono, że "finansowane przez obce rządy organizacje będą przeprowadzać próby realizacji swoich celów, mierząc w opinię publiczną w Kanadzie poprzez internetowe narzędzia".

Również w grudniu 2018 roku zakończył się proces legislacyjny nowelizacji prawa wyborczego, której celem jest zwiększenie udziału w wyborach i ochrona kanadyjskiej polityki przed manipulacją. M.in. zabrania ona używania środków pochodzących z zagranicy do wspierania partii czy kandydatów.

Kanada od lat nie ma przyjaznych relacji z Rosją. Zarówno poprzedni rząd konserwatystów Stephena Harpera, jak i obecny rząd liberałów Justina Trudeau jest silnie zaangażowany na rzecz pomocy Ukrainie.

Kanada przewodzi grupie bojowej NATO na Łotwie i Rosja już próbowała manipulować opinią publiczną, co wojskowi skontrowali informując Łotyszy, jaki jest cel obecności wojsk NATO. Na początku ubiegłego roku Kanada wydaliła czterech oficerów rosyjskiego wywiadu, którzy korzystali ze statusu dyplomatycznego, by "osłabić bezpieczeństwo Kanady lub wpływać na wybory". Temat ingerencji Rosji w wybory prezydenckie w USA jest stale obecny w kanadyjskich mediach.

Wywiad ostrzega od dawna także przed wpływem Chin na kanadyjską politykę. Obecna sytuacja jest dodatkowo skomplikowana po zatrzymaniu wiceprezes Huawei Meng Wangzhou w związku z wnioskiem ekstradycyjnym USA i chińskich retorsjach w postaci aresztowania dwóch Kanadyjczyków w ChRL.

Dotychczas nie pojawiły się informacje o związkach kanadyjskich polityków z Rosją czy Chinami.

Zdziwienie budzą natomiast komentarze takie, jak zdarzyły się niedawno jednej z liberalnych kandydatek do wyborów uzupełniających. Pochodząca z Chin kandydatka próbowała eksploatować animozje z innymi grupami etnicznymi i liberałowie zastąpili ją inną osobą.

Eksperci wskazują, że przetasowania wśród kanadyjskich konserwatystów mogą być interesujące dla obcych rządów. Konserwatyści federalni będą mieć konkurencję w postaci Partii Ludowej Kanady, niedawno powstałej populistycznej partii Maxima Bernier. Ugrupowanie to może odebrać konserwatystom część głosów prawicy, negując zmiany klimatu i atakując - jak to ujmuje - "radykalną wielokulturowość".

Na skrajnej prawicy ulokowały się w Kanadzie "żółte kamizelki", otwarcie nawołujące m.in. do zwalczania imigracji, czy podejrzewane o rasistowskie poglądy ugrupowania takie jak "La Meute" (Wataha) w Quebecu. Skrajna prawica ma w Kanadzie wsparcie ze strony Rebel Media, organizacji podobnej do amerykańskiego Breitbarta.

Magazyn "The Walrus" zwracał w zeszłym roku uwagę, że jedną z rosyjskich rozgrywek mogłaby być próba wybrania "sprzyjającego partnera w rodzaju Donalda Trumpa lub byłej francuskiej kandydatki na prezydenta Marine Le Pen". W Kanadzie jest wiele dzielących społeczeństwo spraw, które mogą być wykorzystane przez rosyjskie boty, od sprawy rurociągów, przez język, do kwestii związanymi z Indianami – zwracał uwagę w radiu CFJC profesor Fenwick McKelvey z Uniwersytetu Concordia.

>>> Czytaj też: Światem rządzą ludzie bez skóry? "Człowiek z Davos" nie rozwiąże naszych problemów