Wyzwania dla przemysłu związane z brexitem, czy polityką USA, ochrona granic i migracja - to tematy kampanii przed wyborami do PE, którymi żyje Bawaria. W środę klika tysięcy polityków tamtejszej CSU spotkało się w Pasawie, by mobilizować się przed eurowyborami.

Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU), siostrzana partia Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) Angeli Merkel, co roku organizuje w Bawarii "polityczną środę popielcową". Tysiące działaczy zjeżdża na spotkanie, by popijając piwo z wielkich litrowych kufli i przegryzając precle wysłuchać wystąpień swoich liderów.

Choć niektórzy mogliby postrzegać to spotkanie jako przedłużenie karnawału, okazję do rozmów i zabawy, polityczna środa popielcowa to coś więcej, zwłaszcza w tym roku. Wyraźnie osłabiona CSU, która do tej pory była hegemonem w Bawarii, musi "naładować akumulatory" przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego.

W partii doszło w ostatnim czasie do rozliczeń. W styczniu w wyniku presji wewnętrznej stery władzy musiał po 10 latach oddać Horst Seehofer (szef MSW Niemiec). Zastąpił go premier Bawarii Markus Soeder. "Popełniliśmy wiele pomyłek w zeszłym roku, ale wyciągnęliśmy z nich wnioski" - przyznał w czasie swojego środowego przemówienia Soeder.

W wyborach do bawarskiego parlamentu 14 października ubiegłego roku CSU zdobyła 37,2 proc. głosów. Ugrupowanie, które wcześniej rządziło w Bawarii samodzielnie, musiało szukać koalicjanta - została nim centroprawicowa partia Wolni Wyborcy (FW).

Reklama

"To nie był historyczny rezultat, który chcieliśmy osiągnąć, ale mamy stabilny rząd w Bawarii, i jesteśmy silniejsi niż inni" - przekonywał Soeder.

Partia wyciągnęła wnioski i teraz nie chce licytować się na populizm zwłaszcza z nacjonalistyczną Alternatywą dla Niemiec (AfD), która zwiększyła na antyimigranckich hasłach swoje poparcie w ubiegłym roku, zdobywając w Bawarii 10 proc. głosów.

Temat migracji jednak nie znika. Premier Bawarii podkreślił, że land dobrze sobie radzi z integracją, ale - jak mówił - potrzeba finansowanego z budżetu programu krajowego. Oskarżał przy tym Zielonych, że chcą nieograniczonego napływu imigrantów do Europy.

Głównym przeciwnikiem na politycznym celowniku było AfD, które zostało oskarżone o to, że chce doprowadzić do wyjścia Niemiec z UE. "Wyobraźcie sobie co by się stało, gdyby doszło do dexitu. To byłby koniec gospodarczy Niemiec" - mówił lider CSU.

W Bawarii, która jest jednym z najbogatszych, wysoko uprzemysłowionych regionów w Europie, nie brak obaw o przyszłość. W tej części Niemiec jak w soczewce widać wpływ na gospodarkę przyjmowanych na poziomie europejskim regulacji, brexitu oraz stosunków unijno-amerykańskich.

Przykładem mogą być rozterki kierownictwa centrum produkcyjnego BMW w Dingolfing, gdzie pracuje 18 tys. osób. Jak mówił dziennikarzom odpowiedzialny za relacje rządowe Thomas Becker, wyzwaniem dla producenta będzie spełnienie wyśrubowanych norm dotyczących emisji CO2. UE zdecydowała, że nowe samochody osobowe będą musiały ograniczyć emisję CO2 do końca przyszłej dekady o 37,5 proc. w porównaniu do 2021 r., a w 2025 r. redukcja ma wynieść 15 proc.

"Nie da się nawet zbliżyć do tych celów tylko poprawiając wydajność silników spalinowych" - przyznaje Becker. Dla producentów jest jasne, że muszą zwiększyć sprzedaż samochodów elektrycznych i hybryd. Choć popyt na nie cały czas rośnie, sytuacja rynkowa jest bardzo zróżnicowana w Europie. W Norwegii np. dzięki zachętom podatkowym trzy na cztery sprzedawane BMW to hybrydy lub auta elektryczne. Średnio w UE to nieco ponad 7 proc., ale np. we Włoszech, czy Hiszpanii poniżej 4 proc. "Nie ma jednolitego ryku dla samochodów elektrycznych w Europie" - ubolewa Becker.

Innym wyzwaniem jest brexit. W bawarskiej fabryce wytwarzana jest karoseria do Rolls Royce'ów, a także części do Mini. Codziennie tylko z fabryk BMW w Europie do Wielkiej Brytanii jedzie 150 tirów. Niektóre podzespoły przekraczają kanał La Manche nawet cztery razy. Z punktu widzenia zapewnienia ciągłości produkcji wąskie gardło jakie mógłby powstać na granicy po brexicie to koszmar.

Kandydat na szefa Komisji Europejskiej, wywodzący się z Dolnej Bawarii polityk CSU Manfred Weber przypominał na spotkaniu w Pasawie, że produktom, które są wytwarzane w tym regionie byłoby o wiele trudniej trafić do całej Europy bez jednolitego rynku.

Przestrzegał przy tym USA przed wprowadzeniem dodatkowych ceł na produkcję samochodową. "Jeśli Ameryka zacznie wojnę handlową i wprowadzi taryfy przeciwko bawarskim produktom, będziemy musieli odpowiedzieć" - mówił Weber.

Jego kampania zawita w czwartek i piątek do Polski, gdzie organizowane jest posiedzenie kierownictwa grupy Europejskiej Partii Ludowej. W Polsce tematem ma być m.in. polityka regionalna i obronność.

>>> Czytaj też: Weber w PE: Działania PiS mogą prowadzić do polexitu [WYWIAD]