"+Piątka wyborcza+ Kaczyńskiego zamyka temat podwyżek dla nauczycieli. To, czego żądają nauczyciele kosztuje 8,4 mld zł. To jest jedna piąta +piątki Kaczyńskiego+" – powiedział Petru w czwartek na konferencji prasowej. Jak dodał, według doniesień medialnych, minister finansów Teresa Czerwińska zagroziła swoją dymisją, ponieważ wie, że budżetu państwa nie stać na 40 mld zł wydatków w przyszłym roku na realizację "piątki Kaczyńskiego".

Tzw. nowa piątka PiS przewiduje wprowadzenie 500 plus od pierwszego dziecka, brak podatku PIT dla pracowników do 26. roku życia, "trzynastkę" dla emerytów, obniżenie z 18 do 17 proc. stawki PIT i obniżenie kosztów pracy oraz przywrócenie zredukowanych połączeń autobusowych przede wszystkim w małych miastach i na wsiach.

"Jeżeli zostanie uchwalona w parlamencie +piątka wyborcza Kaczyńskiego+, to nie będzie pieniędzy dla nauczycieli" - ocenił Petru. "Mam wrażenie, że te wszystkie działania ze strony premiera Mateusza Morawieckiego czy prezydenta Andrzeja Dudy, będą po to, żeby nauczyciele nie zastrajkowali. Chodzi o rozmydlenie tematu, pseudonegocjacje i wejście w okres wakacji. W wakacje protest nauczycieli nikogo nie boli" - podkreślił lider Teraz!.

W środę prezydent Andrzej Duda spotkał się z premierem Mateuszem Morawieckim ws. postulatów nauczycieli dot. wzrostu ich wynagrodzeń.

Reklama

W ocenie Petru, spotkanie premiera Morawieckiego i prezydenta Dudy, to "czysta zagrywka polityczna, która ma zasugerować: patrzcie rozmawiają, patrzcie próbują coś z tym zrobić". "Sprawa jest prosta: albo jest kasa albo jej nie ma. Jeżeli nie ma kasy, to wszystko jest tylko i wyłącznie mydleniem oczu i nie spodziewam się wielkich przełomów. Przypomnę protest rezydentów i protest niepełnosprawnych. Co zrobił PiS? Wziął obie grupy na przeczekanie i sądzę, że tak samo będzie z nauczycielami" – ocenił Petru.

"Popieram ideę strajku, natomiast nie podoba mi się jego termin. To minister (edukacji, Anna) Zalewska wprowadziła chaos w polskiej szkole, mamy dwa roczniki, które jednocześnie wchodzą do liceum. Jeżeli będą w tym momencie strajki, to całe odium odpowiedzialności za chaos spadnie na nauczycieli i związki zawodowe, a nie na minister Zalewską, która czmycha do Brukseli, żeby nie brać odpowiedzialności za źle przygotowaną zmianę w oświacie" – powiedział lider Teraz!.

Od 5 marca trwa referendum strajkowe zorganizowane przez Związek Nauczycielstwa Polskiego w ramach prowadzonego sporu zbiorowego. Potrwa do 25 marca. Odbywa się we wszystkich szkołach i placówkach, z którymi w ramach sporu zbiorowego zakończono etap mediacji, nie osiągając porozumienia co do żądania podwyższenia wynagrodzeń zasadniczych o 1 tys. zł. Jeśli taka będzie -wyrażona w referendum - wola większości, strajk ma się rozpocząć 8 kwietnia.

Oznacza to, że jego termin może się zbiec z zaplanowanymi na kwiecień egzaminami zewnętrznymi: 10, 11 i 12 kwietnia ma się odbyć egzamin gimnazjalny, a 15, 16 i 17 kwietnia – egzamin ósmoklasistów. Matury mają się rozpocząć 6 maja.

We wtorek prezes ZNP Sławomir Broniarz powiedział, że jeśli nic się nie wydarzy, to ma nadzieję, że do strajku przystąpi od 85 do 90 proc. szkół. Dodał, że w strajku może uczestniczyć około 80-90 proc. nauczycieli. Wcześniej - w niedzielę - w oświadczeniu szef ZNP podkreślił, że ogłoszono strajk z 35-dniowym wyprzedzeniem, aby dać rządowi czas na rozwiązanie problemów, o których mówią nauczyciele. Jak stwierdził, wszystkie inne możliwości zostały wyczerpane.

Petru rozpoczął w czwartek na ulicach Krakowa zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy uwalniającym handel w niedzielę. Podpisy będą zbierane codziennie w innych miastach - w piątek w Poznaniu, w niedzielę w Warszawie. "Można zapytać, dlaczego poseł zbiera podpisy na ulicach, a nie w parlamencie. Wynika to z tego, że w parlamencie wszystkie ustawy (opozycji) są w tym momencie odrzucane" – powiedział Petru. (PAP)

autor: Małgorzata Wosion-Czoba