“Stan pogotowia klimatycznego”, którego wprowadzenia domagała się Hidalgo, ma polegać na przestrzeganiu porozumienia paryskiego z 2015 roku.

Pomysł nie jest oryginalny. Podobne decyzje podjęły inne wielkie miasta świata, a ostatnio również parlamenty Irlandii i Wielkiej Brytanii.

Na wzór Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (skrót angielski IPCC, francuski GIEC), grupy doradczej powołanej na wniosek ONZ, paryski ratusz tworzy „GIEC Paris”, do którego wejdą eksperci reprezentujący różne dyscypliny. Grupa doradcza będzie miała za zadanie merytoryczne wspieranie ekologicznej polityki merostwa.

W dzienniku „L’Opinion” Stephane Grand zauważył, że „mer Paryża dużo podróżuje, po to by wyrobić sobie pozycję międzynarodową”. A według gazety „Le Parisien”, „Anne Hidalgo obleciała już siedem razy kulę ziemską”. Tymczasem wielu ekologów piętnuje członków „jet society” (elity odrzutowców), którzy w przerwach między lotami, strasznie ich zdaniem zanieczyszczającymi atmosferę, deklarują walkę z globalnym ociepleniem.

Reklama

Taka opinia pojawiła się po petycji, jaką w sprawie walki z ociepleniem klimatu podpisało w marcu we Francji 200 znanych i wpływowych osób, w tym Juliette Binoche i Marion Cotillard.

Część ekologów zarzuca uchwale merostwa hipokryzję, twierdząc, że „pogotowie” nie oznacza żadnych praktycznych posunięć. „Klimatosceptycy” natomiast uważają uchwałę za czystą demagogię i uleganie katastrofizmowi, który wydaje się obecnie popłacać wyborczo.

Jean-Matthieu Pernin z radia „France-Info” uznał, że „stan pogotowia” to „termin bardzo mocny, ale przede wszystkim symboliczny”.

„Spróbujmy wyrażać się najjaśniej i najprościej: to pogotowie niczemu nie służy. Wobec nacisków społeczeństw, by coś zrobili, rządzący znaleźli odpowiedź. Ale tuż po przyjęciu +pogotowia+ w Wielkiej Brytanii wydano zgodę na powiększenie londyńskiego lotniska Heathrow. W Kanadzie większość parlamentarna po przegłosowaniu +pogotowia+ tego samego dnia uchwaliła przedłużenie ropociągu” – mówił komentator.

Bertrand Alliot, politolog i specjalista od spraw środowiska, powiedział PAP, że „ogłoszenie pogotowia to nadzwyczajna odpowiedź na nadzwyczajną sytuację, zazwyczaj wojnę. Jest to więc odruch (obliczony) na przeżycie. Demokracja jest zawieszona. Nie chodzi o gadanie, ale o czyny, potężne i natychmiastowe”.

„Gdy chodzi o zmiany klimatyczne niebezpieczeństwo nie jest natychmiastowe, nie widać zabójczych skutków niedawnych zmian klimatycznych” – tłumaczy ekspert i konkluduje: „Decyzja Rady Paryża jest więc absurdalna, bo miastu nie grozi śmierć. Gdyby władze stolicy były naprawdę konsekwentne, to natychmiast zmobilizowałyby wszelkie środki, aby odpowiedzieć na ogłoszone przez nie zagrożenie. Zagrożenie, dodam, wobec którego paryżanie nic nie są w stanie zrobić, bo problem, jeśli jest, to jest globalny. Oznacza to więc, że jest to deklaracja bez konsekwencji, słowa rzucone na wiatr”.

Dyrektor think tanku Copenhagen Consensus Center prof. Bjorn Lomborg przyznał w wywiadzie radiowym, że zmiany klimatyczne powodowane przez człowieka są rzeczywiste, ale sprzeciwił się określaniu ich jako „kryzys apokaliptyczny”. Ostrzegł, że „z nie zawsze szlachetnych powodów”, politycy i media stosują „taktykę zastraszania”. Może to – jak mówił – doprowadzić do tego, że „całe pokolenie będzie przerażone, ale nie będzie skutecznie działało w sprawie zmiany klimatu”.

Dyrektor prawicowego miesięcznika „Causeur” Elisabeth Levy krytykuje natomiast to, że „od ludzi wymaga się nie tylko tego, by hipotezy uznawali za prawdy objawione, ale zakazuje się im weryfikacji argumentów tych, którzy myślą inaczej, nawet jeśli mają autorytet naukowy”.

„Zanim wezwiemy do rewolucji, której nikt nie ma zamiaru rozpoczynać, wróćmy do zdrowego rozsądku, np. do rolnictwa opartego na poszanowaniu gleby i biologii” – wzywa publicystka.

>>> Czytaj też: Polski patent na nadwyżki energii z paneli słonecznych