PAP: Przewodniczący komisji śledczej ds. VAT Marcin Horała przygotowuje raport z prac komisji. Na jakim etapie są prace?

Kazimierz Smoliński: Z tego co wiem, projekt raportu będzie gotowy w ciągu dwóch tygodni, potem komisja zacznie nad nim prace. Materiału jest mnóstwo, bo mamy za sobą 315 godzin przesłuchań, zeznania 67 świadków.

PAP: Które zeznania, według pana, miały największe znaczenie dla prac komisji?

K.S.: Wiele było takich przesłuchań. Zaczęliśmy od prof. Witolda Modzelewskiego (b. minister finansów - PAP), który przedstawił naukowo – ekonomiczne podejście do kwestii systemu podatkowego i mechanizmu działania VAT. A zakończyliśmy na zeznaniach związkowca Sławomira Siwego (przewodniczący Związku Zawodowego Celnicy PL), który pokazał m.in., jak w praktyce wyglądała kontrola na granicach i w jaki sposób napływał towar, od którego nie odprowadzano VAT.

Reklama

Z kolei Elżbieta Chojna-Duch (b. wiceminister finansów) naświetliła proces tworzenia ustaw w resorcie finansów. Dla mnie osobiście ważne było przesłuchanie byłego dyrektora departamentu podatków Tomasza Tratkiewicza, czyli urzędnika średniego szczebla, który dużo ciekawych rzeczy powiedział o tym, jak wyglądały mechanizmy uszczelniania czy też rozszczelniania systemu podatku VAT. Z teoretyków ważny był też Jerzy Martini (b. członek Rady Konsultacyjnej Prawa Podatkowego przy Ministerstwie Finansów) i jego spojrzenie na system podatkowy.

PAP: A jeśli chodzi o zeznania osób, które w czasie badanym przez komisję pełniły kluczowe funkcje w instytucjach i urzędach państwowych?

K.S.: Bardzo ważne, moim zdaniem, było przesłuchanie prezesa Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofa Kwiatkowskiego, który pokazał, jak VAT „uciekał” i jaka była skala utraconych wpływów z tego podatku. Jego sprawozdanie powinno być ostrzeżeniem dla administracji państwowej, ale nic z tym nie zrobiono; np. Grzegorz Schetyna (b. wicepremier oraz minister spraw wewnętrznych i administracji), który odpowiadał za służby specjalne, powiedział podczas przesłuchania, że nic o mechanizmie wyłudzeń VAT nie wiedział, podczas gdy wiadomo przecież, że służby takie informacje mu przekazywały. Wiadomo już wówczas było, że są firmy - krzaki, znikający podatnicy.

PAP: A zeznania byłego premiera Donalda Tuska?

K.S.: Dla mnie tłumaczenie Tuska, że nie pamięta, bo "miał tysiące dokumentów do podpisania”, jest tłumaczeniem liczącym na naiwność słuchacza. Ale ktoś, kto pracował w administracji i ma pojęcie o tym, jak działa ten aparat, nigdy w to nie uwierzy. Zwłaszcza, że raport NIK wskazywał na utratę przez Skarb Państwa miliardów złotych. Ile takich raportów premier mógł rocznie podpisywać? Moim zdaniem, one musiały zapaść w pamięci, a jeżeli nie zapadły, to znaczy, że ktoś w ogóle nad tym nie panował.

PAP: Dlaczego komisja nie decydowała się po raz kolejny wezwać Tuska? Na drugie przesłuchanie się nie stawił.

K.S.: Z trzeciego terminu zrezygnowaliśmy z dwóch powodów: po pierwsze, musimy zamykać postępowanie dowodowe, żeby napisać raport. A po drugie, patrząc na podejście byłego premiera, uznaliśmy, że małe są szanse, by ponownie się stawił. W sumie całe otoczenie premiera powiedziało wszystko, co trzeba. Uznaliśmy, że mamy wystarczający materiał. Ja chętnie bym się z nim spotkał, bo miałem jeszcze wiele pytań. Myślę, że on się bał, bo - mówiąc kolokwialnie - tak łatwo bym nie odpuścił.

PAP: Czy pana zdaniem, luka w systemie podatku VAT jest kwestią zaniedbań ludzi, którzy pełnili najważniejsze funkcje w państwie, czy też efektem działalności grup przestępczych?

K.S.: Nie wykazaliśmy, podczas prac komisji, działalności zorganizowanej wśród przedstawicieli administracji. Raczej była to kwestia nieudolności na różnych szczeblach. Inaczej jednak należy oceniać premiera, a inaczej np. ministra finansów Jacka Rostowskiego czy wiceministra Andrzeja Parafianowicza. Premier odpowiadał za całość, o pewnych szczegółach mógł nie wiedzieć. Ale Rostowski musiał mieć wiedzę o sytuacji budżetowej. Jeżeli - z jednej strony - dostaje informację o tym, że w państwowej kasie brakuje pieniędzy, a z drugiej - że są miliardowe wyłudzenia - to ktoś to musiał analizować.

PAP: Podczas przesłuchania Jacek Rostowski, b. wiceministrowie finansów: Andrzej Parafianowicz czy Jacek Kapica wskazywali, że jednym z najważniejszych celów MF w tym czasie było uproszczenie przepisów, ponieważ nie chcieli dusić przedsiębiorczości, która w czasach osłabienia gospodarczego zapewniała miejsca pracy, wpływy z podatków. Pana to nie przekonuje?

K.S.: Owszem, było tłumaczenie, że "w gospodarce powinno być jak najmniej państwa", że "trzeba zostawić wolną rękę przedsiębiorcom". Ale przecież przedsiębiorcy, np. z branży stalowej czy paliwowej, mówili też, że nie potrzebna im ta wolność, skoro wokół siebie mają nieuczciwych przedsiębiorców niepłacących VAT, z którymi nie są w stanie konkurować i bankrutują. Przełamanie tego liberalnego schematu u naszych czołowych urzędników było dosyć trudne.

PAP: W zeznaniach świadków padały argumenty, że problem wyłudzeń VAT był wtedy nie tylko w Polsce, ale w całej Unii Europejskiej nowym zjawiskiem, że wszyscy dopiero uczyli się pewnych mechanizmów, z którymi nie mieli wcześniej do czynienia. Jak pan to ocenia?

K.S.: To nie może być jedyne wytłumaczenie, bo administracja musi reagować dosyć szybko, a nie latami. Zwłaszcza, że inne kraje już sobie z tym radziły, wprowadzając np. odwrócony VAT. Trzeba było brać wzorce z innych krajów. Polska była traktowana jak swego rodzaju raj podatkowy. Z jednej strony - nad wyraz liberalne przepisy, z drugiej - słabość administracji powodowały, że zorganizowane grupy przestępcze wyłudzające VAT wchodziły do Polski, ponieważ najwięcej można było u nas zarobić.

Załóżmy, że w 2008, 2009 roku urzędnicy jeszcze mogli się uczyć, chociaż już wtedy były bardzo wyraźne sygnały, że są luki w systemie VAT i reakcja powinna być natychmiastowa. Natomiast później, od 2010 r. nie można zasłaniać się tłumaczeniem, że zjawisko jest nowe, ponieważ ono już nowe nie było. Jeżeli w 2008 r. administracja ma raport (Centralnego Biura Śledczego – PAP), że są wyłudzenia, to nie można w drugim, trzecim, czwartym roku od jego publikacji ciągle mówić, że "się uczy". To nie jest szkoła. Tutaj administracja ma obowiązek reagować natychmiast, ma do tego służby. A tak nie było.

W końcówce rządów Donalda Tuska Komisja Europejska oceniała, że 27 proc. należnego podatku VAT nie wpływało do naszego budżetu. W ciągu 8 lat dochody z podatku VAT wzrosły zaledwie o 20 proc. - ze 100 mld zł do 120 mld zł. A było to w czasach tzw. "zielonej wyspy", gdy mieliśmy najszybszy wzrost gospodarczy w Europie. My w ciągu 4 lat zwiększyliśmy te dochody z VAT o 50 proc., więc tłumaczenie, że "inni mieli problemy", jest absolutnie niewłaściwie.

PAP: Jak pan ocenia proces przyjmowania prawa związanego z podatkiem od towarów i usług?

K.S.: Wiceminister Elżbieta Chojna-Duch pierwsza zaczęła mówić, że byli różni "doradcy", bardzo często nieformalni lobbyści, którzy angażowali się w optymalizację podatkową, byli współtwórcami niektórych przepisów podatkowych. Wiceminister wskazała, że było wyraźnie widać, że pani Hajder (Renata - PAP) odgrywała istotną rolę. Nie była zwykłym doradcą społecznym, tylko brała udział nawet w bardzo elitarnych posiedzeniach, jakimi były posiedzenia w KPRM z ministrem Sławomirem Nowakiem. Tam ustalano, co z przepisów, które proponowała tzw. komisja Palikota, ma wejść w życie.

Doprowadzono do powstania specjalnego zespołu, po to, żeby analizować w KPRM-ie, które przepisy mogą być przyjmowane z komisji Przyjazne Państwo, a które nie. To było pewne złamanie funkcjonowania parlamentu, ponieważ Kancelaria Premiera nie powinna ingerować w to, co robi komisja sejmowa, a tutaj wyraźnie była ingerencja. Ten specjalny zespół Nowak nazwał "uzgodnieniowym". Ale to nie chodziło o uzgodnienia, tam było wyraźnie powiedziane, że Nowak podejmował decyzje. Pokazaliśmy notatki, w których było napisane: albo minister musi zmienić zdanie, albo komisja musi zmienić zdanie. Kuriozalne rozwiązanie, ale tak to funkcjonowało.

PAP: Jak pan może skomentować zeznania byłej premier Ewy Kopacz?

K.S: Delikatnie mówiąc, świadczą o niskiej wiedzy pani premier o tym, co się działo w administracji skarbowej. Praktycznie nie udzieliła ona żadnych konkretnych informacji. Nawet trudno mówić o jakimś tłumaczeniu. Bardzo enigmatyczne.

PAP: Jak wygląda sprawa wniosków wysłanych przez państwo do prokuratury?

K.S: Na pewno z raportu wynikną kolejne wnioski do prokuratury.

PAP: Kogo mogą dotyczyć?

K.S: Nie chcę tu przesądzać, o tym musi zadecydować komisja.(PAP)

Autor: Ewa Wesołowska, Radosław Jankiewicz