W nawiązaniu do sierpniowego ostrzału cywilnego lotniska w libijskiej Zuwarze szef UNSMIL apelował do Rady Bezpieczeństwa ONZ o zdecydowane wsparcie w potępieniu takich aktów, które - jak podkreślił - zagrażają życiu znacznej liczby cywilów. Za poważną uznał sytuację m.in. w mieście Murzuk w południowo-zachodniej części kraju i zwrócił uwagę na toczące się walki etniczne.

Zaostrzanie przemocy w Libii wiązał z dostarczaniem z zewnątrz broni, amunicji i sprzętu wojennego. Zdaniem Salamego za naruszenie embarga na dostawy broni odpowiedzialne są główne strony konfliktu oraz państwa sponsorujące je. Przyznał też, że embargo to jest nieskuteczne. Niedawne przybycie tysięcy najemników do kraju grozi dalszą eskalacją konfliktu - podkreślił.

Szef UNSMIL mówił także o niebezpieczeństwach czyhających na migrantów i uchodźców. Ubolewał, że wciąż wysyłani są do ośrodka detencyjnego w Tajurze. Ośrodek był w lipcu celem nalotu, w którym zginęły 53 osoby, mimo zapewnień rządu, że został zamknięty. Ghassan przypominał o doniesieniach o arbitralnym przetrzymywaniu migrantów i uchodźców, wymuszeniach i pobiciach, handlu ludźmi i nieludzkich warunkach, w jakich są przetrzymywani, m.in. z powodu przeludnienia, braku żywności i wody.

Reklama

Salame ponadto powiadomił Radę Bezpieczeństwa, że rozpoczął intensywną kampanię w celu osiągnięcia konsensusu w kwestii planowanego międzynarodowego spotkania zainteresowanych stron w sprawie Libii. Wyraził wdzięczność głównym mocarstwom za poparcie tego pomysłu i podkreślił, że jego zdaniem może się to przyczynić do rozwiązania konfliktu i wznowienia procesu politycznego.

"Jest całkowicie jasne, że bez zaangażowania kluczowych podmiotów zewnętrznych konflikt w Libii wciąż będzie trwał" – argumentował szef misji.

Jak ocenił, bez jednoznacznego poparcia RB i szerszej społeczności międzynarodowej możliwe są dwa scenariusze. Jeden z nich to konflikt o niskiej intensywności z utrzymującą się imigracją ludności i rosnącym zagrożeniem terrorystycznym. W drugim natomiast przewiduje nasilenie wsparcia wojskowego z zewnątrz dla którejś ze stron konfliktu, co zrodziłoby gwałtowną eskalację i pogrążyło w chaosie cały region.

Pięć miesięcy temu siły samozwańczej Libijskiej Armii Narodowej (ANL) zbuntowanego generała Chalify Haftara wszczęły w Libii ofensywę w celu przejęcia kontroli nad Trypolisem, gdzie skoncentrowane są siły uznawanego przez Zachód rządu jedności narodowej (GNA).

Reprezentująca zarejestrowaną w Wielkiej Brytanii i działającą w Libii organizację Prawnicy na rzecz Sprawiedliwości w Libii (LFJL) Marwa Mohamed zauważyła, że po powstaniu w 2011 roku (gdy upadł reżim Muammara Kadafiego), które po raz pierwszy przyniosło Libijczykom głębokie poczucie przynależności do narodu i odpowiedzialności za przyszłość, społeczeństwo obywatelskie w tym kraju rozkwitło.

"Rosnący ruch został zakłócony przez nasilone zastraszanie i przemoc, szczególnie w rezultacie zabójstwa w 2014 roku rzeczniczki praw kobiet Salwy Bugaighis. Od tego czasu społeczeństwo obywatelskie zaczęło wycofywać się z przywództwa politycznego i aktywizmu" – zauważyła.

Członkowie RB wzywali strony konfliktu m.in. do porozumienia w sprawie stałego zawieszenia broni i wznowienia dialogu politycznego. Zwracali uwagę na potrzebę współpracy ONZ, Unii Afrykańskiej, Unii Europejskiej oraz Ligii Państw Arabskich dla szukania rozwiązania.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)