W dużej mierze pełniący ceremoniale funkcje prezydent Izraela ma za zadanie wybrać polityka mającego największe szanse na utworzenie stabilnego rządu koalicyjnego. Choć zazwyczaj jest to zwykła formalność, tym razem Riwlin odgrywa kluczową rolę, gdy po wyborach wynik wskazuje, że żaden z czołowych kandydatów - ani dotychczasowy premier Benjamin Netanajhu, ani były szef sztabu generalnego Benny Gantz - nie uzyskał zdecydowanej większości mandatów, aby móc tworzyć koalicję - zwraca uwagę agencja Associated Press.

"W tej sytuacji prezydent będzie bardzo, ale to bardzo zaangażowany w szczegóły. Będzie prosił o jasne odpowiedzi" - oświadczył w izraelskim radiu wojskowym główny doradca prezydenta Harel Tubi. "Myślę, że tym razem konsultacje zmieni w rozmowy, dzięki którym będzie można przedstawić inne możliwości, o których opinia publiczna jeszcze nie słyszała" - dodał Tubi, nie precyzują o co dokładnie chodzi.

Centrolewicowy sojusz Niebiesko-Białych Gantza zdobył w wyborach 33 mandaty w liczącym 120 miejsc Knesecie, a prawicowy Likud Netanjahu 31 mandatów. Żadna z tych partii nie może zebrać większości parlamentarnej ze swoimi tradycyjnymi mniejszymi sojusznikami.

Decydującym czynnikiem wydaje się być były minister obrony Awigdor Lieberman i osiem miejsc, które zdobyła jego partia Nasz Dom Izrael (Israel Beitenu). Lieberman żąda szerokiego rządu jedności narodowej z dwiema głównymi partiami, czyli sojuszem Niebiesko-Białych i Likudem, który jest świecki; Lieberman wyklucza udział w rządzie ultraortodoksyjnych partii żydowskich. Wydaje się, że wyłania się tu kompromis między Niebiesko-Białymi a Likudem, choć oba ugrupowania nalegają, by stanąć na czele takiego rządu. Sprawą komplikuje odmowa Niebiesko-Białych zawarcia koalicji z Likudem na czele z Netanjahu, któremu grozi oskarżenie o korupcję - wskazuje AP.

Reklama

Pierwszym krokiem wyjścia z impasu są konsultacje prowadzone w rezydencji prezydenta, gdzie każda z partii jest proszona o przedstawienie swoich rekomendacji dotyczących nowego szefa rządu. Likud stracił poparcie w stosunku do kwietniowych, również przedterminowych wyborów, i przy obecnych warunkach może liczyć, ze swoimi tradycyjnymi sojusznikami, na 55 mandatów.

Uzyskując poparcie naturalnych i prawdopodobnych sojuszników Gantz może liczyć zaś na 57 mandatów. Jest to jednak wciąż za mało do uzyskania większości 61 miejsc w Knesecie i utworzenia większościowej koalicji rządowej.

Gantz będzie zatem potrzebował poparcia Zjednoczonej Listy partii arabskich, która po wyborach jest trzecią co do wielkości siłą z 13 mandatami. Ale Zjednoczona Lista tradycyjnie powstrzymywała się od otwartego popierania kandydata na premiera. Partie arabskie nigdy nie zasiadały w izraelskim rządzie, a jej lider Ajman Odeh, twierdzi, że zamierza zostać liderem opozycji w przypadku powstania rządu jedności. Odeh nie wykluczył jednak udzielenia swojej rekomendacji Gantzowi, aby udaremnić powstanie kolejnego rządu pod przywództwem Netanjahu, który oskarża mniejszość arabską w Izraelu o to, że jest "piątą kolumną" zagrażającą państwu. Byłby to pierwszy raz od 1992 r., kiedy partie arabskie odegrałyby rolę w procesie tworzenia rządu - zauważa AP.

Ostateczny kandydat prezydenta Riwlina będzie miał sześć tygodni na utworzenie koalicji. Jeśli to się nie powiedzie, szef państwa może dać kolejnemu kandydatowi na premiera 28 dni na utworzenie koalicji. A jeśli to nie zadziała, zostaną rozpisane kolejne wybory. Prezydent zapowiedział, że zrobi wszystko, co możliwe, aby uniknąć takiego scenariusza. Poza tym nikt w Izraelu nie wydaje się być zainteresowany trzecimi wyborami parlamentarnymi w ciągu roku.

Do wyborów z 17 września doszło, ponieważ Netanjahu nie był w stanie utworzyć koalicji po kwietniowych wyborach bez poparcia Liebermana. Ten polityk o nacjonalistycznych, ale świeckich poglądach wciąż nie chce zdradzić, kogo rekomenduje na nowego premiera. (PAP)