Premier Grecji Kyriakos Micotakis zwrócił się w środę z bezpośrednim apelem do migrantów bez szans na azyl, by nie przyjeżdżali do jego kraju. Jednocześnie na wyspie Lesbos już drugi dzień trwały starcia policji z przeciwnikami zbudowania nowego ośrodka dla uchodźców.

"Mam jasne przesłanie dla tych, którzy wiedzą, że azyl im nie przysługuje: nie przyjeżdżajcie" - oświadczył Micotakis w bezprecedensowym wystąpieniu w greckiej telewizji publicznej ERT.

Jak zaznaczył, pieniądze płacone przemytnikom przewożącym ludzi z Turcji na greckie wyspy na nic się nie zdadzą, gdyż dalsza droga na ląd stały i do innych państw Unii Europejskiej jest zamknięta. "Trasa ta kończy się na wyspach Morza Egejskiego i wiedzie stamtąd z powrotem (do Turcji)" - wyjaśnił.

Rząd Micotakisa zaostrzył w bieżącym roku przepisy azylowe i buduje na położonych blisko tureckiego wybrzeża wyspach nowe zamknięte placówki dla migrantów. Ich opuszczanie nie będzie możliwe bez zezwolenia greckich władz. Zapowiedziano też przyspieszenie procedury rozpatrywania wniosków o azyl.

Istniejące ośrodki na Lesbos oraz czterech innych wyspach - Chios, Samos, Leros i Kos - są przepełnione migrantami w stopniu katastrofalnym.

Reklama

Rządowe plany spotkały się z gwałtownym sprzeciwem mieszkańców wysp, którzy wskazują na swe nieproporcjonalnie duże obciążenie następstwami zapoczątkowanego w 2015 roku kryzysu migracyjnego. Obawiają się oni, że zamknięte ośrodki będą miały charakter trwały.

Według policji, na Lesbos około tysiąca osób usiłowało w środę przedostać się na planowane miejsce budowy nowej placówki. Policjantów obrzucono kamieniami, co zmusiło ich do użycia gazu łzawiącego. Obrażenia odniosło co najmniej 10 protestujących i dziesiątki funkcjonariuszy, a starcia wygasły dopiero z nadejściem wieczoru.

>>> Czytaj też: Były doradca Putina: Ukraina nigdy nie odzyska terenów kontrolowanych przez separatystów