Kryzysy to czas próby nie tylko dla liderów. To także czas próby dla idei oraz tego, jak działa nasz świat. Pandemia koronawirusa sprawia, że jedna z takich idei – koncepcja realizmu – znów staje się modna. Okazuje się jednak, że ma ona również swoje poważne słabości - pisze felietonista Bloomberga Hal Brands.

Kryzysy to czas próby nie tylko dla liderów. To także czas próby dla idei oraz tego, jak działa nasz świat. Pandemia koronawirusa sprawia, że jedna z takich idei – koncepcja realizmu – znów staje się modna. Przypomina nam to, że wciąż żyjemy w świecie, gdzie współpraca jest trudna, skupienie na własnym interesie dominuje, a globalizacja nie jest magicznym eliksirem. Jednak obecny kryzys pokazuje również, że ta czcigodna tradycja realizmu ma bardzo poważne słabości, a etos „człowiek człowiekowi wilkiem” koniec końców nie jest tak bardzo realistyczny.

Realizm to twór myślowy sięgający czasów Tukidydesa, ale w najpełniejszy sposób wyłonił się dopiero w XX wieku jako odpowiedź na dwie wojny światowe oraz dotkliwy brak bezpieczeństwa międzynarodowego, który do nich doprowadził. Pomimo, że istnieje wiele rodzajów realizmu, to kamieniem węgielnym tego nurtu jest przekonanie, że światowa polityka to okrutny i twardy świat. Państwa muszą pilnować swoich interesów, ponieważ nie ma wyższej władzy mogącej je ochronić. Normy moralne i prawne mają niewielkie znaczenie, „globalna wspólnota” jest iluzją, a handel nie gwarantuje pokoju. Siła jest tym, co liczy się najbardziej w anarchicznym świecie, zaś kary za słabość są surowe.

Realizm stracił na znaczeniu po zakończeniu zimnej wojny. Wówczas wydawało się, że geopolityka znalazła się w odwrocie, a wiele osób miało nadzieję na to, że globalizacja uczyni ze świata jedną wspólnotę. W ciągu ostatnich lat można jednak było zaobserwować odrodzenie realizmu wraz z narastaniem ostrej rywalizacji międzynarodowej. Administracja Donalda Trumpa swoją strategię bezpieczeństwa narodowego „America First” określiła mianem „realizmu opartego na zasadach”. I jak argumentowali zwolennicy realizmu, koronawirus, przynajmniej pod pewnymi względami, potwierdził logikę tego nurtu myślowego.

Widzieliśmy bowiem, że w stanie głębokiego kryzysu państwa w ramach pierwotnego instynktu miały tendencję do dbania o własne potrzeby. Unia Europejska została stworzona po to, aby przezwyciężyć rywalizację miedzy narodami, którą zakłada realizm. Mimo to współpraca wewnątrz Unii Europejskiej odbywała się bardzo opornie i wolno. Kluczowe państwa, takie jak Niemcy, początkowo wybrały - co jest zrozumiałe - zachowanie podstawowych zasobów medycznych dla siebie, a nie przekazanie ich europejskim partnerom dotkniętym przez kryzys w największym stopniu, takim jak Włochy.

Reklama

Podobnie też koronawirus nie sprawił, że USA i Chiny wspólnie zaczęły szukać rozwiązania dla obecnego kryzysu. Przeciwnie – istniejące napięcia między oboma krajami uległy intensyfikacji, sprawiając, że wzajemne relacje zaczęły przypominać grę o sumie zerowej. Pekin chce szybko wyjść z pandemii i wykorzystać kryzys na świecie do wzmocnienia swojej pozycji geopolitycznej. Waszyngton z trudnem odpowiedział, niezręcznie przypominając, że koronawirus pochodzi z Chin.
Rzeczywiście, obecny kryzys pokazał, że pozornie apolityczne organizacje międzynarodowe mogą łatwo przekształcić się w narzędzia polityki siły: weźmy pod uwagę choćby inne traktowanie Chin przez Światową Organizację Zdrowia (WHO).

Wreszcie, koronawirus uwidocznił wszystkie słabości, z jakimi wiąże się globalizacja. Otwartość międzynarodowej gospodarki oraz łatwość podróżowania niewątpliwie ułatwiły rozprzestrzenianie się choroby Wuhan w środkowych Chinach na cały świat. Dziś zdajemy sobie sprawę, że globalizacja nie jest przesądzona i nieubłagana. Obecnie jest raczej zwijana wraz z tym, jak państwa zamykają swoje granice, ograniczają podróże oraz uświadamiają sobie, że globalne łańcuchy dostaw sprawiają, że są kraje stają się zależne od swoich rywali w zakresie leków czy innych krytycznych zasobów.

Jeśli koronawirus czegoś na uczy, to tego, że świat wciąż może być całkiem ponurym miejscem, zarówno pod względem geopolitycznym, jak i epidemiologicznym.
Jak dotąd jednak okazuje się, że logika realizmu pozwala nam zrozumieć, to już niekoniecznie rozwiązać obecny problem.

Podstawową wadą dominujących form realizmu jest to, że w dużej mierze podejście to ignoruje wagę typu reżimu w danym kraju. Realizm tym samym traktuje państwa jako kule bilardowe, które różnią się od siebie jedynie pod względem posiadanej siły. Tymczasem w obecnym kryzysie mogliśmy zobaczyć, jak duże znaczenie ma forma rządów w danym państwie.

Jednym z najważniejszych powodów katastrofalnej sytuacji w Chinach na początku epidemii oraz w Iranie jest fakt, że są to reżimy autorytarne gdzie mamy do czynienia z niską transparentnością i brakiem zaufania publicznego niezbędnego do poradzenia sobie z epidemią.

Niektóre kraje podjęły najlepsze możliwe kroki w celu zahamowania rozprzestrzeniania się wirusa. Chodzi o Koreę Południową i Tajwan, które są demokracjami, łączącymi stosunkowo wysoki poziom zaufania do władz z dużym zaangażowaniem w rozpowszechnianie wiarygodnych informacji.

Widać również, że w tym samym czasie pandemia intensyfikuje konflikt pomiędzy państwami autorytarnymi i państwami liberalnymi o to, który system radzi sobie lepiej z kryzysami. Chodzi o konflikt ideologiczny, na temat którego realizm na niewiele do powiedzenia.

Ściśle realistyczna odpowiedź na obecny kryzys okaże się prawdopodobnie krótkowzroczna, a nawet samobójcza. Stanie się tak dlatego, że wąska logika realistyczna może prowadzić państwa do działań maksymalizujących krótkoterminowe zyski, ale już nie pomoże w rozwiązywaniu palących problemów ponadnarodowych.Oczywiście można w realistyczny sposób uzasadniać chińskie działania mające na celu powstrzymanie epidemii w ramach swoich granic i argumentować, że jest to wyraz siły i kompetencji przydatnych na arenie międzynarodowej. Postępowanie takie jednak utrudnia działania międzynarodowe, dzięki którym łatwiej można byłoby monitorować przebieg epidemii.

Tak samo jedyną drogą, aby zmniejszyć skalę skutków gospodarczych pandemii koronariusa jest droga organizacji międzynarodowych poprzez takie fora, jak G7 czy G20. Bez wspólnego działania będzie bardzo trudno osiągnąć ten cel. Oczywiście państwa mają podstawowe obowiązki wobec swoich własnych obywateli, ale obecny kryzys wymaga też od krajów spojrzenia poza swój krótkoterminowy interes i stworzenia szerszych rozwiązań.

Właśnie z tego powodu amerykańska odpowiedź na koronawirusa była bardzo przygnębiająca, jak zauważył niedawno analityk polityki międzynarodowej Kori Schake na łamach „The Atlantic”. Prezydent Donald Trump przyjął najwęższą i najbardziej krótkowzroczną wersję realizmu – podejście, które jest krytykowane nawet przez niektórych realistów. Prezydent USA porzucił tradycyjną rolę Ameryki jako globalnego koordynatora kolektywnych działań oraz zachęcił tym samym inne kraje do stosowania podobnego podejścia. Taka strategia utrudni w krótkim terminie działania mające na celu pokonanie pandemii, a w długim terminie może podważyć globalny wpływ USA oraz amerykańską reputację jako oświeconego lidera na świecie.

Administracja Donalda Trumpa twierdzi, że jej polityka zagraniczna jest zakorzeniona w realizmie. Tymczasem pandemia koronawirusa ma skutki w tak wielu obszarach, że takie podejście jest mało realistyczne.

>>> Czytaj też: Zachodnie fabryki przeniosą się z Azji do Polski? Bezpieczeństwo dostaw znów stało się ważne