Polska powinna wyciągnąć wnioski z innych krajów i powołać urząd, który będzie czuwał nad prawidłowością przeliczania cen w złotych na euro. Tak zrobiła Słowacja, a wcześniej Malta, w której porozumienie Uczciwej Wyceny Cen Detalicznych i sankcje za jego łamanie pozwoliły wyeliminować nieuzasadnione ekonomiczne ich podnoszenie. W pierwszych siedmiu tygodniach na Malcie sto podmiotów musiało skorygować ceny w dół po otrzymaniu ostrzeżenia o łamaniu zakazu.
Jak zauważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, to, czy w Polsce uda się ograniczyć nadużycia na tym tle, zależy od formy, w jakiej będzie sprawowana kontrola.

Zaokrąglanie cen

Nawet jeśli zostanie powołany specjalny urząd, to należy liczyć się z zaokrągleniem cen przez sklepy, co w efekcie doprowadzi do ich wzrostu. Ale to nie największe sieci handlowe będą za to odpowiedzialne.
Reklama
- Mają one zdecydowanie mniejsze skłonności do zaokrąglania cen w górę. Dla nich najważniejszy jest obrót, który gwarantuje zysk - zauważa Janusz Jankowiak.
Poza tym duże sieci handlowe, liczące po kilkaset sklepów, znacznie łatwiej jest skontrolować. We wszystkich placówkach obowiązują te same ceny. Wystarczy więc zweryfikować jedną z nich, by sprawdzić ich poziom w całej sieci.
- Nie mówiąc już o konsekwencjach, które wiązałyby się z tego typu procederem. Do tego zła sława, która ciągnęłaby się przez długi czas za siecią, która w efekcie mogłaby przełożyć się na spadek klientów - zauważają przedstawiciele największych sieci spożywczych w kraju.
Co innego w małych sklepach, których w Polsce jest około 90 tys. Znaczna część z nich nie przynależy do żadnej sieci. A to oznacza, że ich skontrolowanie będzie niezwykle trudne. Dlatego, jeśli dojdzie do wzrostu cen, to przede wszystkim za ich przyczyną.
- A stosunki familijne, które łączą małe sklepy z ich klientami, tylko będą sprzyjały podwyżkom cen w momencie przechodzenia na wspólną europejską walutę - zauważa Janusz Jankowiak. - Zawsze można obarczyć za nie dostawcę, który to podniósł koszty zamawianego przez sklep towaru - dodaje.
Jak pokazują doświadczenia z innych rynków, szczególnie hiszpańskiego, włoskiego czy greckiego, słynny już tzw. efekt cappuccino dotyczy wszystkich tanich produktów.
- Ale wzrost cen tych towarów klienci odczuwają najbardziej. Dlatego w ocenie klientów takich sklepów po wejściu do euro nastąpiło zwiększenie ogólnego poziomu cen - tłumaczy Ryszard Petru, ekonomista Szkoły Głównej Handlowej.

Nie zrazić klientów

Dlatego można przypuszczać, że każda większa firma w tak trudnym momencie będzie starała się obniżyć ceny. Wszystko po to, by nie zrazić do siebie klientów, którzy są przekonani, że przejście na euro oznacza automatycznie podwyżkę cen. Pewnie skłonią ich do tego także doświadczenia z innych rynków, gdzie na skutek zakamuflowanej podwyżki cen niektóre sieci odnotowały spadek klientów. Zanim wszystko wróciło do normy, minęło sporo czasu, co zdążyło przynieść już straty sklepom.
- I tu znów większą możliwość mają mniejsze sklepy, które operują na przynajmniej dwukrotnie wyższej marży niż sieci super- i hipermarketów - uważa Janusz Jankowiak.
Według niego wojna cenowa jest niewykluczona, ale właśnie między usytuowanymi w jednej okolicy małymi placówkami.
- Bo zejście z marży w ich przypadku ma sens. W ten sposób zyskają możliwość przejęcia części klientów od konkurencji. Gdy to już zrobią, ceny powrócą do poprzedniego poziomu albo nawet nieznacznie wzrosną - wyjaśnia Janusz Jankowiak.
Markety z kolei mogą spróbować wykorzystać znany z promocji efekt najpierw znacznego windowania w górę cen, które w dniu rozpoczęcia akcji spadają do poprzedniego poziomu, co oczywiście daje złudne wrażenie, że jest taniej.
Jakich produktów może dotyczyć ten proceder? Jak jednogłośnie przyznają sieci działające w Polsce - przede wszystkim towarów pierwszej potrzeby, bo one podlegają w pierwszej kolejności oglądowi klientów. Przedstawiciele sieci nie chcą jednak mówić o swoich doświadczeniach z innych krajów przyjmujących wspólną walutę ani o tym, jak można zyskać lub stracić na manipulacji cenami dokonywanymi pod pretekstem przechodzenia na euro.
- Trzeba pamiętać, że ceny wyrażone w euro mogą okazać się niższe niż w złotych, bo produkt został wytworzony z nowych zapasów surowca, który został zakupiony przez producenta po mniejszych kosztach - mówi Przemysław Skory z biura prasowego Tesco.
Niezależnie jednak od sposobu przeliczenia cen detalicznych, polscy konsumenci zyskają na wejściu do wspólnej strefy monetarnej.
- Przede wszystkim dlatego że ustabilizują się ceny. Zniknie bowiem ryzyko walutowe, które dotyka towarów sprowadzanych z zagranicy - zauważa Przemysław Skory.
A z tych słyną na przykład sklepy delikatesowe. Poza tym wiele produktów, mimo że pochodzą od polskich producentów, wytwarzanych jest z surowców importowanych z zagranicy.