Wczorajsze zachowanie giełd amerykańskich było sporym zaskoczeniem. Sesja potoczyła się tam kompletnie inaczej niż można było przypuszczać po wtorkowych sygnałach. Można nawet powiedzieć, że obserwowaliśmy totalną odwrotność wtorkowej sesji. Trudno znaleźć przyczyny tak gwałtownego spadku. Z pewnością nie były one wynikiem zachowań rynku ropy (staniała o 2 proc.) ani rynku walutowego, na którym sytuacja pozostawała stabilna (jedynie dolar nieznacznie osłabł). Ostatecznie można zawsze winę zrzucić na nastroje, ale tych nie sposób przewidzieć przy tak dużej zmienności.
Europejscy inwestorzy będą dziś od rana mieli spory dylemat: kontynuować tak pożądane odbicie czy sprzedawać i uciekać z rynku jak zrobili to Amerykanie. Niestety tego dylematu nie pomogą rozwiązać dane makroekonomiczne, których dziś nie ma. Jedyną informacją będą dane o nowych bezrobotnych w Stanach, ale ich publikacja nie wpłynie na europejskie parkiety. Rynki azjatyckie nie przejęły się 2,2 proc. spadkiem S&P500 i mimo słabego otwarcia już są po zielonej stronie rynku. Oczywiście nasze otwarcie na pewno nie będzie optymistyczne, ale dzięki temu mamy szanse na rozegranie sesji podobnie jak we wtorek. Niskie otwarcie, a następnie sukcesywne podnoszenie poziomów indeksu będzie dobrym sygnałem technicznym na kolejne sesje.
Dzisiejszy dzień ma szansę potwierdzić wczorajszą siłę rynku, jeżeli mimo tak nagłego pogorszenia nastrojów uda się utrzymać poziom 2530 pkt. na WIG20. W przeciwnym wypadku pozostanie oczekiwać na pomoc z zewnątrz i nadzieja, że zgodnie z realizowaną ostatnio zasadą giełdowego przekładańca (raz sesja w górę, a raz w dół) teraz Ameryka powinna rosnąć. Te wzrosty pomogłyby nam utrzymać 2500 pkt. i przygotować się na dalszy rozwój wypadków.


Krzysztof Barembruch
AZ Finanse