Mówili, że tak będzie

35 tys. kredytów hipotecznych to niecałe 60 proc. liczby kredytów, których banki udzieliły w pierwszym kwartale ubiegłego roku. Wówczas było ich 60 tys. o łącznej wartości około 12 mld zł. „Prawdopodobnie w następnych miesiącach kredytów będzie więcej” - zapewnia prezes Pietraszkiewicz. Ale „nie mówimy o nierozsądnym udzielaniu kredytów mieszkaniowych” – zastrzega.

Według kwietniowych badań Instytutu Pentor wynika, że więcej jest placówek bankowych, w których rosną kredyty mieszkaniowe. 43 proc. placówek odnotowało wzrost (więcej o 15 pkt. niż miesiąc wcześniej), a 22 proc. zauważyło spadek (spadek o 9 pkt). Równie pozytywne są oczekiwania na przyszłość. Wzrostu kredytowania hipotecznego oczekuje 51 proc. placówek (wzrost o 9 pkt), a spadku – 14 proc. (spadek o 8 pkt.).

Klienci, którym jednak – cokolwiek mówią banki - trudniej uzyskać zwykły kredyt hipoteczny, chętniej sięgają po kredyty z dopłatą z budżetu. W pierwszym kwartale, jak szacuje wstępnie ZBP, było ich w sumie 4,2 tys. A to oznacza, że od styczniowego ok. 1 tys. kredytów z dopłatą stale rośnie zainteresowanie tego typu kredytami hipotecznymi.

Reklama

Obecna sytuacja na rynku kredytów hipotecznych jest więc na razie zgodna z przewidywaniami analityków, którzy na przełomie roku zakładali właśnie ok. 40 proc. spadek w 2009. Wynika to z zaostrzenia kryteriów kredytowania. Ale banki także podniosły ceny kredytów. Z obliczeń Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że od grudnia 2007 do stycznia 2009 oprocentowanie kredytów mieszkaniowych wzrosło o 149 punkty bazowe (z 6,15 proc. do 7,64 proc.).

Potrzebne są pieniądze. I jeszcze raz pieniądze.

Bankowcy zgadzają się z nadzorem, który od dawna podkreśla, że do dalszego udzielania kredytów hipotecznych potrzebne jest zwiększenie kapitałów banków. Poza niewypłacaniem dywidendy bankowcy zamierzają jednak szerzej podyskutować o strategii rozwoju sektora bankowego.

To konieczne. Nadzór od dawna przestrzegał, że kredytów jest więcej niż depozytów.
„ Przejście banków od roli dłużnika do roli wierzyciela w rozliczeniach z sektorem niefinansowym jest zasadniczą zmianą. W uproszczeniu oznacza, że nastąpiło wyczerpanie możliwości finansowania rozwoju działalności kredytowej w oparciu o środki złożone przez podmioty sektora niefinansowego (możliwe jest tylko finansowanie o przyrosty stanu tych środków). W konsekwencji rozwój działalności kredytowej będzie uzależniony od zdolności banków do pozyskania środków na rynku finansowym, co w sytuacji kryzysu będzie stanowiło duże wyzwanie” – podkreślił KNF w najnowszym raporcie.

Ale też KNF wcale nie kładzie nacisku na kredytowanie hipoteczne. Za najważniejsze dla banków Komisja uznała kredytowanie firm (przy zachowaniu należnej ostrożności), gospodarstw domowych (kredytami konsumpcyjnymi). Dopiero na trzecim miejscu są kredyty hipoteczne, przy których KNF ostrzega zarówno przed ryzykiem walutowym jak i ryzykiem ponownego podbijania cen nieruchomości. Bankowcy nie przejmują się zanadto negatywnym scenariuszem. „Dobrej jakości kredyty będą na pewno dobrze postrzegane” – uważa prezes Pietraszkiewicz.

Nadzór przyznaje, że kredyty hipoteczne należą do najlepiej spłacanych. Ale też wskazuje – to kredyty o krótkiej historii, więc nie wiadomo po kilku latach od ich zaciągnięcia jak będą one spłacane za lat kilkanaście. I – dodatkowo - KNF wylicza: wartość zagrożonych kredytów mieszkaniowych zwiększyła się w ciągu roku o 43,5 proc. (z 1,4 mld zł na koniec 2007 r. do 2 mld zł na koniec 2008 r.). W tym szybciej rosną zagrożone kredyty walutowe (o 59,3 proc. w ciągu roku, (z 0,5 mld zł do 0,8 mld zł) niż kredyty złotowe (o 35,1 proc., czyli z 0,9 mld zł do 1,2 mld zł).

Wzrostowi portfela kredytów zagrożonych towarzyszy jeszcze jedno, szczególnie niepokojące zdaniem KNF zjawisko. Rosną należności pod obserwacją (czyli kredyty z opóźnieniami spłat między 1 miesiącem a 3 miesiącami). Te wzrosły o 86,3 proc. (z 2 mld zł do 3,7 mld zł) i mogą się przekształcić w kredyty zagrożone.

Pierwszy kwartał był trudny dla banków. Drugi kwartał powinien być lepszy – uważa Eugeniusz Śmiłowski, prezes Instytutu Pentor. Oby był lepszy także dla klientów.