Pochodzący z Norfolk Goodson miał wtedy 23 lata i nigdy nie był w Kalifornii. W tym czasie jego aspiracje dotyczyły profesury na uniwersytecie. Ale to, co Levchin mówił o internecie, rozpaliło jego ciekawość. – To był dla mnie szok. Zadziwił mnie fakt, że można tam tak po prostu zakładać firmy i że mogą one tak szybko stawać się duże i ważne – mówi.
Sześć miesięcy później porzucił Oxford i przeniósł się do San Francisco, gdzie zaczął pracować z Maksem Levchinem. Dziś jest dyrektorem naczelnym YouNoodle, firmy, która na całym świecie monitoruje losy startujących przedsiębiorstw.

Biznesowe środowisko

Bob Goodson dołączył do elitarnej listy zagranicznych przedsiębiorców, którzy pomagają tkać cyfrową tkankę Doliny Krzemowej. Współzałożyciel Google’a, Siergiej Brin, pochodzi z Rosji, współzałożyciel Yahoo, Jerry Yang – z Tajwanu, a Andrew Grove, współzałożyciel Intela – z Węgier.
Reklama
Pracownicy technologicznych firm w Dolinie to społeczność, w której większość mają mniejszości. Według branżowej publikacji Silicon Valley Index w 2005 roku ponad połowa pracowników urodziła się za granicą. Wielu z nich staje się przedsiębiorcami: w okresie 1995–2005 więcej niż 50 proc. nowych firm technologicznych założyli cudzoziemcy.
Dziś Dolina Krzemowa działa na wykształconych imigrantów jak magnes. Kapitał intelektualny, poziom rozwoju high-tech oraz pełne szkatuły sprawiają, że jest to region wyjątkowo sprzyjający powstawaniu istotnych i zyskownych firm. – Dolina Krzemowa to środowisko umożliwiające ludziom działalność na podstawie instynktu przedsiębiorczości z dużo większą szansą na sukces niż w innych częściach świata. Tu jest cała infrastruktura dla przedsiębiorców – mówi Anna Lee Saxenian, dziekan School of Information Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i autorka książki „Silicon Valley’s New Immigrant Entrepreneurs”.
Choć jednak urodzeni za granicą przedsiębiorcy mają tu wiele szans, to czeka ich także równie dużo wyzwań. Prowadzenie firmy transgranicznej może wywoływać problemy natury technicznej i administracyjnej. Bardziej rygorystyczne przepisy wizowe utrudniają cudzoziemcom podjęcie pracy w USA.
– Wskutek zaostrzenia przepisów wizowych po 11 września, a także spowolnienia gospodarczego firmom trudniej jest znaleźć pracowników, jakich im potrzeba – mówi dziekan Saxenian.

Do pracy i na studia

Droga Boba Goodsona do Doliny Krzemowej była niezwyczajna. Po przenosinach do San Francisco zaczął pracować w prowadzonym przez Maksa Levchina inkubatorze. Powstała tam popularna przeglądarka użytkowa Yelp. W 2004 roku Goodson zaczął tam pracować jako stażysta.
Po trzech latach założył YouNoodle: kapitału zalążkowego dostarczył Max Levchin i inni. – Miałem poczucie, że chcę prowadzić tego typu firmy. Potrzebna była mi jednak nauka, no i kapitał. Zdobycie tego z Oxfordu nie było możliwe – mówi.
Bardziej powszechna jest droga, jaką przebył Vikas Gupta z Chandigarh w Indiach. Do USA przyjechał, żeby zrobić magisterium w naukach komputerowych. Najpierw pracował w Amazon. com w Seattle. Kilka lat później przeniósł się do San Francisco. – Moim pragnieniem było stworzyć coś całkiem samemu i zdecydowanie chciałem to robić w Dolinie Krzemowej – mówi. Tu jest więcej przedsiębiorców, więcej tzw. aniołów biznesu i więcej funduszy venture capital.
Obecnie Vikas Gupta jest założycielem i dyrektorem firmy Jambool, która ułatwia dokonywanie płatności w serwisach społecznościowych. Jambool ma 1 milion dolarów środków i mówi się, że pracuje nad umową partnerską z Facebookiem. Jej dziewięcioosobowy zespół tworzą inżynierowie z Indii, Malezji, Singapuru, Rosji i USA.
Zdaniem Anny Lee Saxenian historia pana Gupty jest raczej typowa, gdyż wielu zakładających tu firmy cudzoziemców nie przybyło do USA jako przedsiębiorcy. – Na ogół przyjeżdżają jako inżynierowie czy inni pracownicy o wysokich kwalifikacjach, a potem łapią bakcyla przedsiębiorczości – mówi.

Inkubator pomoże

Jednym z hubów (czyli tzw. stacji przesiadkowych) dla międzynarodowych przedsiębiorców jest Plug and Play Tech Center – inkubator dla startujących firm. Założony przez pochodzącego z Iranu Saeeda Amidiego inkubator gości (w trzech miejscach) ponad 230 firm. Założycielami 40 z nich są cudzoziemcy, przy czym Saeed Amidi spodziewa się podwojenia ich liczby w ciągu roku. – Chcemy być lądowiskiem dla przybyszów – mówi. – Chcemy, żeby mogli tu znaleźć nie tylko finansowanie, ale także kontakt z Microsoftem, Google, Cisco.
W maju, podczas odbywającej się w Plug and Play dorocznej ekspozycji osiągnięć 40 firm (w tym 10 z zagranicy) zabiegało o względy publiczności, składającej się z przedstawicieli międzynarodowych funduszy venture capital. Zwyciężyła rosyjska firma Vusuvi, która opracowała technologię do wyszukiwania obrazów: daje jej to dalszą możliwość korzystania z doradztwa.
Sama bliskość inwestorów nie zapewnia sukcesu. Hiszpan Jose Luis Angel z biura w Plug and Play kieruje biznesową częścią działającej w Barcelonie sieci 3scale. Mówi, że choć 3scale ma kilku klientów i dobrą opinię, uzyskanie 1 miliona dolarów kapitału zalążkowego okazało się niemożliwe, choć jak na Dolinę Krzemową to kwota niewielka.
– Zagranicznej firmie trudno jest znaleźć finansowanie. Nawet w tej międzynarodowej atmosferze inwestorzy z branży venture capital lubią mieć wszystko blisko. A my mamy tu wprawdzie zespół biznesowy, ale zespół techniczny jest w Barcelonie – mówi Jose Luis Angel.
Również dla innych firm problemem bywa odległość, dzieląca biuro w ich kraju od kalifornijskiej placówki. Conor Henneghan przyjechał z Irlandii, żeby rozwinąć w USA działalność firmy BiancaMed, która robi urządzenia, monitorujące zakłócenia snu: jest w niej dyrektorem ds. naukowych. Jak jednak mówi, przeprowadzanie takich badań komplikuje fakt, że zespoły monitorujące znajdują się w różnych strefach czasowych. – Najtrudniejsza jest łączność z zespołem w kraju ze względu na różnice czasu.

Powąchać pieniądze

Jednak największym chyba – i najbardziej zniechęcającym – wyzwaniem dla międzynarodowych przedsiębiorców z Doliny Krzemowej jest po prostu uzyskanie możliwości przebywania w USA.
FuturLink, hiszpańska firma zajmująca się dostarczaniem ogłoszeń do telefonów komórkowych, przybyła tu w styczniu, a w marcu wyjechała, bo nie udało się jej zdobyć dostępu do sieci. Wiele osób prywatnych ma problemy z otrzymaniem niezbędnych wiz.
Mimo to Zatoka San Francisco jest ogromnie otwarta na urodzonych za granicą przedsiębiorców. – Po 30 latach obecności imigrantów w naszych klastrach Kalifornia staje się miejscem wielokulturowym – mówi dziekan Saxenian.
Każdy z przybyszów ma jednak do odrobienia lekcje kulturowe, czasem bardzo subtelne. Po przyjeździe Boba Goodsona, Max Levchin – którego dumą napawa własna asymilacja – przygotował mu elementarz z dziedziny popkultury. Jedno z zaleceń obejmowało obejrzenie 50 amerykańskich filmów, takich jak „Glengarry Glen Ross” i „Wall Street”. – W pracy ludzie ciągle cytują te filmy. Powinienem ich rozumieć – mówi Bob Goodson.
Max Levchin dał mu także inne zlecenie. – Kazałem, żeby się przeszedł w obie strony Sand Hill Road – przypomina sobie. To legendarna ulica, przy której mieszkają właściciele funduszy venture capital. – Idź i powąchaj pieniądze – powiedziałem mu.