Jaki kształt będzie miała recesja – litery W, L czy może, jak pan kiedyś przewidywał, kształt wanny?
– Chyba skłaniam się bardziej ku szkole „L” – pisanego kursywą, żeby było bardziej skomplikowane. To może oznaczać łagodny wzrost w minionej połowie roku, a może II połowa roku będzie lepsza niż pierwsza. Myślę, że w 2010 r. nastąpi coś na kształt ożywienia, zresztą mocno anemicznego.
Najważniejsze pytanie dotyczy rozwoju sytuacji w dłuższym okresie. Czy ktoś, po jednej albo drugiej stronie Atlantyku, zdobędzie się na odwagę: ograniczy wydatki, podwyższy podatki, naprawi gospodarkę i prawdopodobnie doprowadzi do wyższego bezrobocia? Czy raczej będziemy usiłowali wydobyć się z kłopotów za pomocą inflacji? To drugie wydaje mi się bardziej prawdopodobne.
Czy pan boi się inflacji?
Reklama
– Nie powiedziałbym, że boję się inflacji, bo, prawdę mówiąc, z punktu widzenia akcji i naszej branży inflacja niekoniecznie musi być niekorzystna. Niemniej inflacja niszczy zaufanie nawet bardziej niż jej przeciwieństwo – więc jest się czym martwić. Przypuszczam, że inflacja i długookresowe stopy procentowe pójdą w górę.
Jak pan ocenia działania prezydenta Obamy?
– Niektórzy uważają, że wypada dość słabo... Nie, nie powiedziałbym, że jest słaby. Budżet był redystrybucyjny; amerykańskim spółkom grożą poważne zmiany zasad opodatkowania dochodów uzyskiwanych za granicą, co kosztowałoby większość wielkich spółek od 1,5 mld do 2 mld dolarów zysku po opodatkowaniu. Moim zdaniem to musi silnie rzutować na bezrobocie w USA.
Czy dostrzega pan jakieś „świeże pędy” ożywienia?
– Nie ma „świeżych pędów” – nie ma nawet takich, które pojawiły się i zwiędły. Kwiecień i maj były trudniejsze niż I kwartał. Jaki był czerwiec – nie wiem.
BP ma nowego prezesa, który nie jest Brytyjczykiem...
– Skandynawska mafia w ofensywie. To niesłychane. Najpierw Shell, potem Unilever, a teraz BP.
Czy to niepokojące, że nie można było znaleźć brytyjskich prezesów?
– Tak, to niepokojące. Nie chcę zajmować w tej sprawie nacjonalistycznego stanowiska, wiem, że mamy gospodarkę globalną – ale to trochę dziwne, nieprawdaż?... Ciekawe, czy na takie stanowiska powołano by Chińczyka albo Hindusa?
Czy poparłby pan postępowanie antymonopolowe przeciwko Google?
– Powiedziałbym, że Google jest bardziej przyjaznym „przyjacielem-wrogiem” niż kiedykolwiek w swej historii. Ograniczają koszty, koncentrują działalność. W pewnym sensie Google jest dziś silniejsza niż trzy miesiące czy pół roku temu.
Za tym wszystkim stoi cyfrowy marketing. Czy doprowadzi do strukturalnej obniżki marż?
– Nie, to nie o to chodzi. Dla właścicieli mediów obecne środowisko jest znacznie trudniejsze, ponieważ oni muszą stawiać na technologię – my nie musimy. Dotychczas nasze marże są jednakowe we wszystkich segmentach rynku.
Czy sądzi pan, że jeśli chodzi o upadłości gazet, najgorsze już za nami?
– Nie. Myślę, że nadal będą padać jak muchy. Zarówno dzienniki, jak i ilustrowane czasopisma będą pod stałą presją.
Czy naprawdę zasługuje pan na 60 mln funtów pensji?
– Te 60 mln funtów to wytwór pańskiej wyobraźni.
Ależ nie!
– Tak – bo warunkiem wypłaty tych 60 mln funtów jest doprowadzenie WPP do stanu, w którym przez pięć albo dziesięć lat będzie miała najlepsze wyniki, w sensie kapitalizacji rynkowej, w grupie dziewięciu spółek z naszej branży. Zainwestowałem 19 mln dol. Z tymi opcjami to nie jest tak, że „orzeł – ja wygrywam, reszka – ty przegrywasz”. To jest autentyczne biznesowe przedsięwzięcie, w które się inwestuje prawdziwe pieniądze, angażując je w niemal samobójczy pakt na pięć albo dziesięć lat.
Ale pan jest ciągle prezesem giełdowej spółki, a nie prywatnym przedsiębiorcą!
– No cóż, założyłem tę grupę 24 czy 25 lat temu.Ten program i plan dotyczy 20 osób. Konkurujemy na rynku, na którym istnieją alternatywne możliwości w postaci funduszy kapitału prywatnego. My tylko staramy się stworzyć pewien plan – nawiasem mówiąc, przy wyższym ryzyku. W ramach tego planu mamy prawo – po to, żeby zwiększyć dźwignię przedsięwzięcia – nabywać w określonych terminach opcje akcji WPP. Można na tym stracić wszystkie pieniądze.
Czy po pana odejściu ktoś inny potrafi utrzymać w całości WPP?
– Bezwzględnie tak. Jest wiele osób, w firmie i poza nią, które potrafią utrzymać grupę w całości.
NAJWIĘKSZA NA ŚWIECIE
Sir Martin Sorrell, wojowniczy szef WPP – niegdyś znanej jako Wire & Plastic Products, a dziś największej na świecie (pod względem przychodów) agencji reklamowej – założył tę spółkę po odbyciu stażu w Saatchi & Saatchi, dokonując szeregu wrogich przejęć. Stworzona przez niego grupa medialna działa we wszystkich segmentach świata mediów: od public relations i reklamy, po badania rynku i lobbing polityczny.