Tak dużej liczby bezrobotnych, którzy nie mieli pracy z winy przedsiębiorstw, nie było od 21 miesięcy. "Firmy tną zatrudnienie, ponieważ kurczy się popyt na ich wyroby. Spada więc zapotrzebowanie na pracowników" – mówi Piotr Bujak, ekonomista BZ WBK. Analitycy są przekonani, że najgorsze dopiero przed nami. "W tym roku zatrudnienie w przedsiębiorstwach zmniejszy się jeszcze o ponad 230 tys., po tym jak w pierwszym półroczu spadło o 73 tys." – twierdzi Karolina Sędzimir-Domanowska, ekspert rynku pracy z PKO BP.

Jej zdaniem bezrobotnych zwolnionych przez firmy będzie szybko przybywać, ponieważ kończą się okresy wypowiedzenia umów o pracę, które trwają od dwóch tygodni do trzech miesięcy. "Jednak nie wszyscy zwolnieni trafią do statystyk, ponieważ część przejdzie na emerytury i renty, a niektórzy znajdą zajęcie w szarej strefie" – zastrzega Sędzimir-Domanowska.

Większym pesymistą jest Adam Antoniak, ekonomista BPH. Według niego przedsiębiorstwa mogą w tym roku zwolnić jeszcze ponad 300 tys. osób. "Dotychczas redukowały zatrudnienie głównie firmy przemysłowe. Prawdopodobnie przy spadającym popycie dołączą do nich handlowe i usługowe" – twierdzi.

Więcej informacji na ten temat: w serwisie dziennika.pl

Reklama