Kołobrzeski armator nie jest na Bałtyku przewozową potęgą. Obecnie dysponuje czterema promami – Scandinavia, Baltivia, Wawel i Pomerania, które obsługują połączenia do Sztokholmu, Ystad, Kopenhagi i na wyspę Bornholm. W 2008 roku jednostki PŻB pływające pod marką Polferries przewiozły 1 mln pasażerów i 300 tys. ciężarówek. Cały ruch pasażerski po Bałtyku to 42 mln osób.

Kolejka po PŻB

Czy taki armator jest atrakcyjny dla inwestorów? Zdaniem prezesa spółki Jana Warchoła chętni się znajdą.
– Naszymi atutami są marka, tradycja, know-how i pracownicy – przekonuje.
Reklama
Według Jana Warchoła w kolejce po udziały w PŻB inwestorzy ustawiają się od pół roku. Są wśród nich: światowy gigant Maersk i duński DFDS, który już w 2008 roku rozmawiał z resortem skarbu o przejęciu armatora. Duńczycy mają 65 jednostek i przewożą rocznie 18 mln pasażerów. Do nich dołączyć mogą również polscy armatorzy – Polska Żegluga Morska (pływająca pod marką Unity Line) i Linie Żeglugowe Euroafrica oraz szwedzka StenaLine.
Zdaniem Włodzimierza Rydzkowskiego z Katedry Ekonomiki Transportu Uniwersytetu Gdańskiego najbardziej prawdopodobny jest scenariusz przejęcia PŻB przez dużego gracza, jak Maersk, który jako jedyny nie powinien mieć problemów z finansowaniem transakcji.

Dekoniunktura i konkurencja

Ale na transakcji zaważyć może nie tylko kondycja finansowa inwestorów. Istotna będzie też niepewna sytuacja samej spółki.
– W tym roku spadnie liczba pasażerów, ze względu na cały czas rosnącą konkurencję tanich linii lotniczych, mniejsze będą przewozy ładunków, ze względu na silną dekoniunkturę w całej Skandynawii – tłumaczy Jan Warchoł.
Szef PŻB liczy się też z tym, że w 2009 roku firma przyniesie straty. Już w ubiegłym roku jej zysk oscylował wokół zera.
W to, że kryzys poważnie dotknie PŻB, nie wątpią również eksperci. Dlatego też moment wystawienia spółki na sprzedaż budzi obawy.
– Spadają przewozy pasażerskie i cargo na całym świecie. To nie jest czas na prywatyzację PŻB – twierdzi Włodzimierz Rydzkowski, który w odróżnieniu od Jana Warchoła nie wierzy, by po akcje PŻB ustawiła się kolejka chętnych.
I podaje argumenty przeciwko sprzedaży armatora w tej chwili. Zdaniem eksperta nie znajdzie się obecnie fundusz lub inwestor branżowy, który kupiłby flotę przestarzałych promów dostosowanych do przewozów pasażerskich.
– A to dlatego, że jak wróci koniunktura, liczyć się będą jednostki towarowe – mówi Rydzkowski.
Sceptyczny co do prywatyzacji PŻB jest również Jacek Jodłowski, ekspert z ING BS. W jego opinii spółkę, owszem, da się sprzedać, ale tylko po niskiej cenie.
– Poza tym obecnie transakcje przejęć armatorów zdarzają się niezmiernie rzadko. Szczyt fuzji i przejęć w tej branży miał miejsce w latach 90. i na początku roku 2000 – mówi Jodłowski. Nie wyklucza jednak, że po PŻB rękę wyciągną jej konkurenci pływający po Bałtyku.
ikona lupy />
Promy pływające po Bałtyku / DGP