Informatyczna spółka, powstała w 2007 roku z połączenia Computerlandu i Emaksu, jest przykładem firmy, która od dwóch lat zawodzi. Fuzja – jak wiele innych – nie przyniosła oczekiwanych efektów. Synergie opisywane w arkuszach kalkulacyjnych i przygotowywanych przed połączeniem prezentacjach się nie ziściły. Nadzieje, że nowa firma osiągnie sukces, pozostały płonne.
Nadzieja na chwilę wróciła, gdy dokonano radykalnych zmian w zarządzie firmy i stery przejął znany z twardej ręki Piotr Kardach. Kolejne miesiące po tych zmianach pokazały, że rozwiązanie problemów spółki nie jest proste i może zająć wiele czasu.
Cena akcji Sygnity, które na giełdzie jest spadkobiercą Computerlandu (debiutował na giełdzie w 1995 roku jako pierwsza spółka IT), od chwili powstania systematycznie idzie w dół. We wtorek – jak wyliczyła agencja Bloomberg – spadła do poziomu najniższego od 14 lat.
Środa przyniosła znów nadzieję. Sygnity poinformowało, że spodziewa się, iż pierwszy etap programu oszczędnościowego obejmujący III i IV kwartał 2009 r. przyniesie spółce oszczędności na poziomie ok. 15 mln zł, a działania podjęte w drugim etapie powinny obniżyć koszty w 2010 roku o min. 40 mln zł. W czasie telekonferencji prezes Piotr Kardach zapowiedział, że Sygnity chce docelowo połączyć wszystkie spółki z grupy. Ma to nastąpić nie później niż w ciągu trzech lat. Prezes nie wykluczył także dalszej sprzedaży majątku firmy.
Reklama
Środowa nadzieja, której objawem był szybki wzrost ceny akcji spółki, trwała 30 minut. Potem nadeszła chwila refleksji i zaczęła się realizacja zysków. Cena akcji Sygnity powoli wracała do poziomu z wtorku. W piątek w południe akcje kosztowały już mniej niż we wtorek.
Nie chcę przesądzać, czy tym razem uda się rozwiązać problemy firmy. Obrazem nadziei lub jej braku u inwestorów jest kurs akcji spółki.