Od wczoraj do końca tygodnia mieszkańcy najbardziej odizolowanego państwa świata mają czas, by wymieniać stare wony na nowe w stosunku 100:1. Ale denominację ogłoszono zaledwie dzień wcześniej, a na dodatek reżim postanowił, że w okresie przejściowym... wszystkie sklepy będą zamknięte.
>>> Czytaj też: "Korea Północna denominuje swoją walutę"
Według ekspertów celem władz jest zahamowanie inflacji, która od czasu rozpoczęcia w 2002 roku bardzo ostrożnych reform gospodarczych gwałtownie rośnie, przejęcie kontroli nad pieniędzmi krążącymi na czarnym rynku, a także wytropienie osób, które wzbogaciły się na nielegalnym handlu. – Będzie teraz mniej pieniędzy w obiegu i więcej kontroli władz nad obywatelami – powiedział agencji AFP Yang Moon-soo z wydziału studiów północnokoreańskich na uniwersytecie w Seulu.
Zatrzymanie inflacji ma z kolei ułatwić proces przejęcia władzy przez Kim Dzong Una z rąk coraz bardziej podupadającego na zdrowiu Kim Dzong Ila.
Reklama
Ale sposób przeprowadzenia denominacji, o której nie poinformowała nawet państwowa agencja prasowa KCNA, wywołał panikę wśród mieszkańców. Jak donoszą źródła w Korei Północnej, jej mieszkańcy zaczęli wykupywać na czarnym rynku chińskie juany i amerykańskie dolary, przez co ich wartość jeszcze wzrosła.
>>> Czytaj też: "Korea Północna bez kawioru i szampana"
Formalnie północnokoreański won wcale nie zalicza się do najsłabszych walut świata, a nawet jest kilkakrotnie silniejszy od wona Korei Południowej. Faktycznie jednak jest niewymienialny, a jego sztywny kurs – 140 wonów za dolara – nie ma żadnego przełożenia na realną wartość. Na czarnym rynku jeden dolar kosztuje obecnie dwa, trzy tysiące wonów. Ale zdaniem analityków, jeśli w nielegalnym handlu zacznie brakować amerykańskiej waluty, cena dolara może wzrosnąć nawet do poziomu 20 tysięcy wonów.
To oznaczałoby, że won znajdzie się w ścisłej czołówce pieniędzy o najmniejszej wartości. Według wczorajszych kursów na świecie używane są obecnie 22 waluty, których jedna jednostka kosztuje mniej niż 0,1 centa. Niechlubnymi rekordzistami są Wietnam oraz Wyspy św. Tomasza i Książęca. Za jednego dolara trzeba zapłacić 18,2 tys. wietnamskich dongów albo 15,3 tys. dobr używanych na Wyspach św. Tomasza i Książęcej.
Jeszcze słabsza jest waluta Somalii. Choć formalnie za jednego dolara trzeba zapłacić „tylko” 1425 tamtejszych szylingów, jej czarnorynkowy kurs sięga 28 tysięcy. Z kolei wskutek hiperinflacji dolar zimbabweński stał się tak bezwartościowy, że w kwietniu tego roku de facto wycofano go z obiegu i zastąpiono dolarem amerykańskim.
/>
/>
/>
/>
/>
/>
/>