Ten krępy trzydziestosześciolatek mieszka i pracuje jako ogrodnik w północnej części Madrytu, w dzielnicy San Sebastián de Los Reyes. Jego żona jest sprzątaczką. Cztery lata temu kupili mieszkanie. – Dwa lata temu na spłaty kredytu wydawaliśmy 1400 euro miesięcznie, a teraz płacimy 750 euro – mówi. – Dzięki temu mamy trochę więcej pieniędzy.

>>> Czytaj też: Wciąż tanieją atrakcyjne mieszkania na wybrzeżu Hiszpanii

W nowych domach na obrzeżu San Sebastian wiele mieszkań stoi pustych, a okna i wejścia do lokali użytkowych na parterze zamurowano z obawy przed wandalami. Hiszpania przeżywa najgłębszy od 50 lat kryzys gospodarczy i jako jedna z ostatnich europejskich gospodarek wyjdzie z recesji. Mimo to przy rzadko zaludnionych ulicach wokół północnych stacji madryckiego metro historia Fausto Quishpe’e wcale nie należy do wyjątkowych. – Mnie to nie dotknęło – mówi o kryzysie dwudziestosześcioletni Luis Ramos, urzędnik firmy ubezpieczeniowej. – Mam pracę, a ceny są niższe.
To samo usłyszymy od Pilar Pérez (35 lat), która czeka na autobus, dowożący ją do pracy w hurtowni przy tej samej ulicy: – Mam pracę, więc mnie to nie boli. Pomimo światowego kryzysu – a raczej dzięki reakcji rządu, który w odpowiedzi na kryzys uruchomił szeroko zakrojone programy wydatków – większość pracujących Hiszpanów w ciągu ostatniego roku cieszyła się stabilnymi albo wyższymi zarobkami i korzystała ze spadających cen i malejącego oprocentowania kredytów zaciągniętych w euro, dzięki czemu spłata kredytu stała się wyjątkowo tania.
Reklama

>>> Czytaj też: Szalejące bezrobocie dobija hiszpańską gospodarkę

W restauracjach w hiszpańskich miastach pełno – jak zawsze. W San Sebastian władze miejskie przeznaczyły przypadającą na nie część nadzwyczajnych środków pomocowych, w łącznej wysokości 8 mld euro, na roboty publiczne, m.in. na wymianę oświetlenia ulic, drogi i budowę ronda za 193 tys. euro. Na rondzie widnieją tablice: „Pamięć”, „Godność” i Sprawiedliwość', dla uczczenia ofiar terroryzmu. – Rząd wydaje pieniądze, które trafiają do kieszeni ludzi – mówi Edward Hugh, niezależny ekonomista mieszkający w Barcelonie. – Dla dwóch trzecich hiszpańskiego społeczeństwa czasy są tak dobre jak nigdy.



>>> Czytaj też: Hiszpania chce ratować gospodarkę, więc szykuje prawo

Jednak nie ma róży bez kolców – a ta róża ma ich co najmniej dwa. Po pierwsze, stopa bezrobocia w Hiszpanii, wysoka nawet w najlepszych czasach, wzrosła ogromnie podczas kryzysu, gdy załamała się trwająca od dziesięciu lat wysoka koniunktura w budownictwie. Ponad 4 mln osób, czyli 18 proc. ogółu zatrudnionych, zostało bez pracy, a ponieważ hiszpańskie przepisy chronią pracowników służby cywilnej i innych zatrudnionych na podstawie stałych umów o pracę, najbardziej ucierpieli pracownicy tymczasowi, wśród których jest wielu imigrantów.
– Pracowałem w budownictwie, ale od półtora roku nie ma roboty – mówi pewien Marokańczyk, włóczący się bez celu po ulicach San Sebastian. – W ogóle żadnej roboty – dodał. Nie chciał powiedzieć, jak się nazywa. Nawet Fausto Quishpe martwi się, co będzie dalej. Prywatnej firmie ogrodniczej, w której pracuje, coraz trudniej przychodzi uzyskiwanie zleceń na utrzymanie zieleni od centrów handlowych czy od cierpiących na brak środków władz miejskich. – Niektórzy z moich znajomych nie mają ani pracy, ani prawa do zasiłków z ubezpieczeń społecznych, bo już od dawna są bezrobotni – mówi.

>>> Czytaj też: Przez kryzys hiszpańskie dzieci nie dostaną świątecznych prezentów

Drugim problemem Hiszpanii, który stawia ją w jednym rzędzie z USA, Wielką Brytanią, Irlandią, Włochami i Grecją, jest to, że olbrzymie wydatki rządu, który usiłował nie dopuścić do powtórki Wielkiego Kryzysu, wywołały nastroje nerwowości wśród inwestorów, zaniepokojonych poziomem zadłużenia rządu i perspektywą wielu lat nierealistycznie wysokiego deficytu budżetowego. To dlatego agencja ratingowa Standard & Poor’s przestraszyła w zeszłym tygodniu rynki finansowe, obniżając prognozy ocen wiarygodności hiszpańskiego długu państwowego Hiszpanii ze „stabilnych” na „ujemne” – w dzień po tym, jak Fitch obniżył oceny Grecji.
Premier Hiszpanii José Luis Rodriguez Zapatero oświadczył, że ożywienie gospodarcze jest tuż-tuż – ale nawet ten niepoprawny optymista był zmuszony podnieść podatki, ograniczyć wydatki w 2010 r. i zapowiedzieć zaciskanie pasa w kolejnych latach. Dla wielu Hiszpanów i robotników imigrantów, takich jak Fausto Quishpe, bolesna faza kryzysu dopiero się zaczyna.