Wcześniej w telewizyjnym orędziu do narodu prezydent Bush ostrzegł, że potrzebna jest „natychmiastowa akcja” w Kongresie, jeśli chce się zapobiec „długiej i dotkliwej recesji”

- Możemy obciąć kwotę 700 mld dolarów i prawdopodobnie to zrobimy. O ile? Trudno na razie powiedzieć - dodał Spratt, demokrata z Płd. Karoliny. – Cały pakiet zostanie na pewno rozsądnie przebudowany, gdy wyjdzie z Kongresu - zapewnił.
Według Spratta wzrośnie pomoc dla posiadaczy zagrożonych domów i zostaną podjęte kroki obcięcia wysokich pensji zarządców banków. – Bo na razie wszystko robi się dla ratowania firm finansowych, a bardzo mało dla posiadaczy zagrożonych domów, którzy zostali pozostawieni sami sobie ze spłatami kredytów - dodał. – Jeśli możemy zebrać 700 mld dolarów, to możemy również zapewnić wsparcie dla nich, by uratowali swe nieruchomości - podkreślił.

Przepychanki partyjne

Zdaniem Stephena Gallo, szefa analiz rynkowych londyńskiej firmy Schneider Foreign Exchange, plan Paulsona to tylko jedna z opcji możliwa do przyjęcia przez władze w walce z kryzysem finansowym. – W krótkim okresie plan ten usprawni płynność amerykańskiego systemu finansowego i jest to faktycznie jedyna czynność, jaką władze mogą podjąć - zauważa.

Reklama

Oddalanie w czasie może spowodować, że demokraci lub republikanie zmienią projekt zasadniczo lub w ogóle go utopią, spekulują coraz częściej analitycy.
– Liderzy obu izb w Kongresie USA ciągle wyczekują, aż obie partie porozumieją się. Dopiero wówczas posłowie będą mogli zgodnie zagłosować za przyjęciem - potwierdza Spratt. - Czekają nas więc różne przepychanki, głosowania w obu izbach i obu partiach – zapewnia.

Demokraci zawsze mogą powiedzieć „nie jesteśmy pewni głosowania za tym czy innym, aby obciążyć podatnika kwota 700 mld dolarów i przeznaczyć ogromne środki na wsparcie Wall Street, a potem bronić wśród naszych wyborców, jeśli republikanie nie uczynią tego samego – przyznaje szczerze.

Publiczna własność

Oprócz modyfikacji jest inna alternatywa. Rząd może koncentrować się mniej na przejmowaniu złych kredytów, a bardziej na dekapitalizacji systemu finansowego poprzez wykup udziałów w wybranych przedsiębiorstwach. To wywołuje wściekłe ataki zwolenników wolnego rynku, ale pozwala zaoszczędzić środki i dać podatnikom jakieś pieniądze, gdy banki podniosą się z kryzysu.

Zresztą przećwiczyli to już Szwedzi, gdy ich system finansowy popadł w tarapaty w początkach lat 90. – Jeśli mówi się o wadach, to trzeba też powiedzieć o zaletach. To lubi usłyszeć zwykły człowiek - podkreśla Lars Thunell, który stał na czele rządowej agencji Securum, gdy przejmowała bankrutujące firmy i ich kapitały, a który obecnie zasiada we władzach Banku Światowego w Waszyngtonie.

Magazyn „Business Week” podaje, że władze Fed spotkały się już dwa razy w tym roku z Bo Lundgrenem, szefem Narodowego Biura Zadłużenia w Sztokholmie, gdzie dyskutowano szwedzką strategię. Miał ostrzec Amerykanów, że problem nie polega jedynie na „pompowaniu pieniędzy”, ale rząd „musi mieć całkowitą kontrolę nad tym co dzieje się z kapitałem”.

Inne kraje pokonywały kryzysy bankowe poprzez kupowanie akcji i zastrzyki pieniędzy do upadających banków, nie przejmując raczej złych kredytów. Rząd USA robił to podczas Wielkiego Kryzysu w latach 30. Z badań IMF wynika, że w latach 1970-2007 mieliśmy na świecie 42 systematyczne kryzysy bankowe. Obecny w Ameryce jest więc kolejny, ale najgroźniejszy.

Znany ekonomista Jeffrey Sachs (bywał w Polsce), który obecnie wykłada na Columbia University ostrzega przed alternatywą, gdy „w myśl planu ministra skarbu Wall Street ratuje samą siebie”.

Tylko ewolucja

Jeśli więc nic specjalnego nie wydarzy się, to plan Paulsona będzie ewoluował w kierunku minimalizowania kosztów ze strony podatnika, dając zarazem rządowi prawo do odbudowy zdrowszych firm i likwidacji lub przejmowania słabszych. Rząd uzyska też szersze możliwości działania w innych segmentach gospodarki.

Aby zahamować np. deflacyjny wpływ masowej spłaty długów banków, władze prawdopodobnie zwiększa wydatki na tzw. prace publiczne kosztem deficytu budżetowego. Tak ratowała się np. Japonia przed kryzysem w latach 90., inwestując sporo w prowincjonalne drogi i linie kolejowe, gdyż akcje na giełdzie leciały na łeb i szyje. – Jeśli nie zwiększy się wydatków rządowych, to deficyt będzie rósł i rósł, gdyż gospodarka coraz bardziej będzie pogrążać się w kryzysie - mówi Richard Koo, gł. ekonomista Nomura Research Institute.

Jedną z opcji dla Stanów Zjednoczonych może być np. Zielony Porządek w nawiązaniu do Nowego Ładu F.D. Roosevelta, który pozwoli zatrudnić wielu Amerykanów słabo jak i dobrze wykształconych. Apeluje o to rektor MIT Susan Hockfied, która nie mówi o masowej akcji zatrudnia, a raczej o „rewolucji energii”, jaka pomoże gospodarce w dobie ocieplenia globalnego i zredukuje uzależnienie od importowanej ropy.

Bardzo wiele zależy od tego, kto zasiądzie w Białym Domu od stycznia 2009 r. Na razie obaj kandydaci - Barack Obama i John McCaine – nawołują do międzypartyjnej współpracy w walce z kryzysem finansowym. Bez względu kto wygra, Ameryka będzie zmuszona prowadzić bardziej interwencjonistyczną politykę, niż widzieliśmy przez ostanie lata. Typowo wolnorynkowy plan Paulsona może okazać się ostatnim aktem dominującej w USA od lat kultury Wall Street.

Zbigniew Żukowski